Jarosław Kaczyński swoją grą traktatem lizbońskim doprowadził do sytuacji, w której Platforma Obywatelska śmiało proponuje przedterminowe wybory, a on sam jest w nich bez szans.

Dla PO sytuacja jest luksusowa, a dla PiS śmiertelnie niebezpieczna z co najmniej kilku powodów. Przede wszystkim prezes PiS, nieoczekiwanie kontestując traktat, okazuje się politykiem niesamodzielnym. To nie on decyduje o tym, czy w danej chwili jest za czy przeciw. W gruncie rzeczy, jak donoszą media, decydują za niego ksiądz Rydzyk i jego otoczenie polityczne. To oni wymuszają na Jarosławie Kaczyńskim zmianę dotychczasowego, przychylnego stosunku do traktatu. Kaczyński, nie chcąc stracić poparcia strony "radiomaryjnej" i dopuścić do powstania konkurencyjnego ugrupowania, jest gotów grać nawet przeciwko własnej dotychczasowej polityce.

Po drugie Kaczyńskiemu grozi utrata znacznej części swojej partii i jej elektoratu. Jeżeli prezes twardo broni prawej strony, gubi tym samym jej środek. Niektórzy posłowie już otwarcie przyznali, że nie wykluczają głosowania przeciwko Kaczyńskiemu albo przynajmniej opuszczenia obrad w chwili głosowania. On sam, stawiając weto wobec ratyfikacji traktatu w jego oryginalnym kształcie, ułatwia zadanie Platformie, która może podzielić dziś scenę polityczną w sposób niezwykle prosty i czytelny: na tych, którzy są za Europą, za nowoczesnością i modernizacją, oraz tych, którzy są za Polską prowincjonalną i oddaloną od świata. Polacy dostają łatwy wybór, a większość z nich wybiera integrację z Unią. Zatem Jarosław Kaczyński, tocząc swoją skomplikowaną grę, traci nie tylko centrum polityczne swojej partii, ale też światopoglądowe centrum społeczeństwa.

Prezes PiS zarazem sam staje się politykiem niewiarygodnym. Zarówno premier Kaczyński, jak i prezydent Kaczyński byli tymi, którzy ten traktat wynegocjowali i jego kształt obronili. Mają powody do dumy. Teraz sprzeciwem formułowanym przez PiS własnymi rękami likwidują to, co osiągnęli najlepszego. Podważają własną wiarygodność dla doraźnych celów politycznych. Jarosław Kaczyński pokazuje, jak łatwo jest mu zmienić poglądy o 180 stopni, jeżeli tylko jest to niezbędne dla zachowania poparcia założyciela Radia Maryja.

Najważniejszym jednak zagrożeniem, które ściąga na siebie i na Polskę prezes PiS, jest ryzyko powtórnej izolacji Polski w Europie i zagrożenie interesu narodowego. Jarosław Kaczyński ze swoimi projektami ma szansę stać się symbolem tego, co w Europie anachroniczne i małe. Stawia bowiem wszystkich Polaków wobec poważnego zarzutu ze strony milionów obywateli UE: zarzutu, że to my niszczymy jedność Wspólnoty. I to jest już niebezpieczeństwo zupełnie innej klasy i kalibru. Nie chodzi już o polityczną taktykę i los tego czy innego lidera partii, lecz o obecność Polski w Europie i jej obraz na przyszłe lata i dekady. Polska staje się fałszywym Rejtanem Europy stającym w obronie wartości, które są nic niewarte i całkowicie nie do przyjęcia.

Z punktu widzenia Jarosława Kaczyńskiego jestem powstałą sytuacją zadziwiony. Po kolejnych jego występach - nawet ostatnio z dyskredytowaniem internautów - wypada przyjąć, że PiS nie ma żadnej koncepcji działania, a prezes partii robi wszystko, by doprowadzić do jej osłabienia. Dokonuje aktu automarginalizacji. I - czas, by zdał sobie z tego sprawę - działa na rzecz PO. To właśnie Platforma wygra ewentualne wybory, by stać się partią, która jako pierwsza w Polsce sięgnie po ponad połowę miejsc w parlamencie.

Jarosław Kaczyński na niedawnym kongresie intelektualistów wspierających PiS zapowiadał walenie głową w mur. Od tego walenia stało się coś niedobrego, bynajmniej nie z murem. Gdy patrzymy na awanturę wokół traktatu, oglądamy klęskę Kaczyńskiego. I nie chodzi tylko o błędy stricte polityczne, ale o dramat człowieka. Z wielkiego realizmu, samodzielnego myślenia i odważnych projektów prezentowanych w latach 90. zostało tak niewiele, że pozostaje po ludzku współczuć. Ale dziś jest jeszcze możliwy kompromis w sprawie ratyfikacji. Miejmy nadzieję, że kompromis poprze prezydent i część realistycznie myślących posłów PiS. W przeciwnym razie Jarosław Kaczyński na tacy poda Platformie luksus samodzielnych rządów.











Reklama