Od lat Polska promowała Ukrainę we wspólnocie euroatlantyckiej, lobbowała niestrudzenie za przyjęciem jej do Paktu i Unii, namawiała, przekonywała opornych. Na próżno. Unia i NATO stawiają sprawę jasno - stabilność polityczna i zgoda narodowa jest podstawą do jakichkolwiek dalszych posunięć integracyjnych. Kijów traci swoją szansę.
Dzieje się tak wskutek bałaganu wewnętrznego i niekompetencji ukraińskich polityków, którzy pochłonięci ambicjami za nic najwyraźniej mają dobro swojego państwa. Zaprzepaszczenie historycznej okazji to ich wina, a nie rosyjskich ingerencji, o jakich często wspomina obóz Wiktora Juszczenki.
Jeśli nawet Moskwa macza palce w ukraińskim kryzysie, dzieje się tak dlatego, że ukraińscy przywódcy, z prezydentem na czele, nie potrafili zbudować stabilnego systemu politycznego, zreformować państwa i wymusić na administracji i służbach siłowych przestrzegania europejskich standardów.
Długo jeszcze granica polsko-ukraińska pozostanie wschodnią rubieżą Unii Europejskiej. Koniec z marzeniami...