Generał cały czas forsuje tezę, że groziła nam interwencja wojsk sowieckich, która mogła pociągnąć za sobą morze przelanej krwi Polaków. Tymczasem najnowsze materiały ujawniają kłamstwa Jaruzelskiego. Demaskują jego prawdziwe czyny i intencje.

Rosjanie, jak wynika z ich dokumentów, nie tylko nie mieli zamiaru z własnej woli wkroczyć do Polski, by stłumić solidarnościową rewolucję. Odrzucali wielokrotnie prośby Jaruzelskiego o wojskową pomoc. Miałaby ona - wedle niego - ułatwić mu przeprowadzenie operacji zapewniającej utrzymanie ładu i porządku w państwie. W istocie zaś chodziło mu wyłącznie o obronę komunistycznego systemu w Polsce. Trudno dziwić się wściekłości generała, kiedy słyszy on o materiałach ujawnionych w filmie dokumentalnym o płk. Ryszardzie Kuklińskim "Gry wojenne". Bo to one pokazują prawdę. Zaciekły atak na te dokumenty generał przypuścił po raz pierwszy na konferencji historyków w 1997 r. w Jachrance. Chcąc utrzymać swój mit zbawcy narodu, próbował już wtedy na wszelkie sposoby podważyć wartość rosyjskich dokumentów, gdyż przeczą one stanowczo lansowanej linii obrony Jaruzelskiego. Pokazują, że stan wojenny potrzebny był mu do utrzymania monopolu władzy komunistów.

Reklama

Jeszcze niecałe dwa miesiące temu, w słynnej mowie obrończej podczas procesu ws. nielegalnego wprowadzenia stanu wojennego, gen. Jaruzelski kolejny raz kreował się na bohatera, który własną piersią uratował kraj od zagłady. Od lat zasłania się oklepaną formułą, według której dramatyczna decyzja "podyktowana była wyższą koniecznością, która ocaliła Polskę przed wielowymiarową katastrofą". A groźba interwencji wojsk radzieckich miała być początkiem tej katastrofy.

Czasami zastanawiam się, czy generał Jaruzelski nie jest ofiarą własnego kłamstwa. I po tylu latach jego powtarzania w końcu sam uwierzył, że jest dokładnie tak, jak mówi. Jestem pewien, że nie ma co liczyć na to, że zrobi on rachunek sumienia i otwarcie przyzna się do tego, że przez tyle lat nas oszukiwał. Nie tylko on zresztą próbuje fałszować przeszłość. Ciągle znajduje sojuszników tego szalbierstwa. Nie tylko wśród tych, którzy wprowadzali stan wojenny i dziś siedzą wspólnie z nim na ławie oskarżonych. Nie tylko pośród popleczników, którzy w dniach wprowadzania stanu wojennego byli wysokimi funkcjonariuszami partii i państwa i którzy wierzyli, że stan wojenny uratował ich przed zawiśnięciem na gałęziach. Bo są wśród nich - i to najbardziej dziwi - ludzie naprawdę światli. Samozwańczy pełnomocnicy generała. Kładą na szalę swoją pozycję, swój autorytet. Czy popierając w tej sprawie generała, nie widzą tego, że dają świadectwo fałszowi?