Przepraszam za ten brak zaufania do rządzących państwem. Sam chciałbym, aby ten wspólny lot do Brukseli okazał się początkiem długiej pięknej przyjaźni. Choćby i najbardziej szorstkiej, ale zmieniającej na lepsze zasady walki o władzę, którą PiS i PO od trzech lat dzielą między siebie.

Reklama

Chciałbym uwierzyć w zmianę na lepsze, ale uwierzyć nie mogę. Może dlatego, że przez ostatnie trzy lata nawet składane sobie propozycje rozejmu służyły tylko podgrzewaniu kłótni. Dlatego obawiam się, że już od weekendu usłyszymy sprzeczne relacje z przebiegu wspólnego lotu. Wysłuchamy pieprznych historii, opowiadanych nam przez ministrów, o podkradaniu sobie papierowych torebek albo złośliwym wyjadaniu najsmaczniejszych kanapek. Obie drużyny zamknięte przez dwie godziny w ciasnej klatce kabiny pasażerskiej rządowego Tu-154 mogą naprawdę dać z siebie wszystko.

Naprawdę chciałbym się mylić, piszę o tym wyłącznie dlatego, bo najbardziej w świecie pragnąłbym, aby tak się nie stało. Jednak obie strony nigdy jeszcze mnie zawiodły. A jeśli ktoś z czytelników chce się ze mną założyć, że będzie inaczej, gotów jestem przyjąć zakład. I będę marzył o jego przegraniu.