Dziś rano pożegnałem się ze słuchaczami "Trójki". W swoim stałym programie "Z archiwum Jerzego Jachowicza" uzasadniłem swoje odejście. Jako główny motyw tej decyzji podałem fakt, że nie mogę pogodzić się ze zwolnieniem ze stanowiska dotychczasowego szefa "Trójki" Krzysztofa Skowrońskiego. Dlatego, że nastąpiło ono z powodów politycznych.

Reklama

>>>Mann broni Skowrońskiego

Przypomniałem krótko historię Marca '68 roku. Jak wiadomo, zarzewiem tych wydarzeń było przedstawienie "Dziadów" Mickiewicza wystawione w Teatrze Narodowym w reżyserii jego dyrektora Kazimierza Dejmka. Spektakle stały się solą w oku ówczesnych władców PRL i postanowiono ukarać reżysera odwołaniem ze stanowiska dyrektora. Obecna dymisja Skowrońskiego przypomina tamten odległy już czas, choć oczywiście sytuacja w Polsce jest całkowicie inna i nieporównywalna. Niemniej jednak zwalniając Skowrońskiego, zrobiono to w podobnie obcesowy i bezwzględny sposób jak 41 lat temu z Dejmkiem.

Jedną z najbardziej bulwersujących rzeczy jest to, że wtedy i dziś zrobiła to ta sama formacja polityczna. Uosabia ją obecny szef rady nadzorczej Adam Hromiak. Ten 65-letni dziś człowiek w czasie Marca '68 roku miał wprawdzie 24 lata, ale już wtedy był związany z ówczesną ideologią i tamtą władzą. Przygotowywał się do swoich powinności partyjnych i akceptować musiał linię swojej partii, bo wkrótce potem stał się etatowym funkcjonariuszem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. W czasach PRL pracował m.in. w komitecie wojewódzkim PZPR w Pile, wcześniej w komitecie partyjnym w Wałczu. Znam wielu ludzi uczciwych i przyzwoitych, którzy byli członkami partii i etatowymi pracownikami tzw. aparatu. Nie wiem, jaki w tamtym czasie był pan Adam Hromiak. Sądzę tylko, że gorliwie wypełniał wszystkie polecenia partii. To przekonanie nie bierze się z powietrza. Jestem bowiem zszokowany mentalnością Adama Hromiaka, która ani na jotę nie zmieniła się od czasów PRL.

Kiedy rok temu wyszło na jaw, że Adam Hromiak w 1981 r. był na szkoleniu w Wyższej Szkole Nauk Politycznych w Moskwie całkowicie kontrolowanej przez KGB, tłumaczył to w sposób, jaki kompletnie go dyskredytuje. Otóż odpowiedział, że nie widzi w swoim pobycie w Moskwie niczego złego. I dodaje (tu cytuję jego słowa): "Wykłady tam prowadzili najlepsi profesorowie z całej Europy" - mówił. Biorąc pod uwagę, że w Polsce akurat trwał stan wojenny, Związek Radziecki uwikłany był w konflikt zbrojny z Afganistanem, a do Moskwy przyjeżdżali tylko najlepsi profesorowie z całej Europy. Nic dodać, nic ująć.

Reklama

To jest ta analogia, o której chciałem powiedzieć. Ale jest też różnica między tamtym czasem a obecnym. Niestety, porównanie jest niekorzystne dla dzisiejszych czasów. Otóż po zwolnieniu Kazimierza Dejmka władza partyjna (jedyna wtedy władza w Polsce) poszukiwała pilnie jego następcy. Ale nikt nie chciał wskakiwać w buty Dejmka, uważając przyjęcie takiej propozycji za coś, jeśli nie obrzydliwego, nielojalnego wobec środowiska, to przynajmniej wysoce niestosownego. Adam Hanuszkiewicz, który po kilku miesiącach przyjął nominację na dyrektora Teatru Narodowego, był jedenastym kandydatem, który wreszcie zgodził się nim kierować. O ile wiem, następcy Krzysztofa Skowrońskiego nie szukano długo. Pierwsza osoba, której to zaproponowano, przyjęła nominację. I to są te dwa powody, dla których żegnam się ze słuchaczami "Trójki", choć zdążyłem już bardzo polubić radio.