Nie będzie darmowych szczepień przeciwko wirusowi HPV, który powoduje raka szyjki macicy - mówi twardo Ministerstwo Zdrowia. Podobnie jak nie będzie darmowych znieczuleń dla rodzących Polek. Bo - jak argumentuje resort - szczepienia są zbyt drogie, a poza tym nie do końca skuteczne. A znieczulenia też drogie, a na dodatek brakuje anestezjologów, którzy mogliby je wykonywać.

Reklama

Bardzo racjonalne - wydawałoby się - argumenty. Ale o ileż bardziej racjonalne wydają się argumenty lekarzy, którzy do znudzenia przypominają, że o wiele lepiej jest zapobiegać rakowi szyjki macicy, niż go leczyć, gdy jest już w ostatnim, mocno zaawansowanym stadium. Stadium, które przyjeżdżają do Polski oglądać zagraniczni studenci medycyny, bo w ich własnym kraju już dawno nie występuje. I o ileż bardziej przekonujące są proste wyliczenia, z których wynika, że wystarczyłoby tylko 60 mln złotych rocznie z budżetu NFZ, by rodzące Polki dostawały darmowe znieczulenie.

Zrozumieli te argumenty samorządowcy, którzy z własnej kasy wysupłali niemałe sumy na szczepienia nastolatek. Zrozumieli też dyrektorzy szpitali, którzy nie oglądając się na urzędników, dają znieczulenie wszystkim kobietom, które sobie tego zażyczą. A tymczasem minister zdrowia Ewa Kopacz nadal ich nie rozumie. A co gorsza, podaje bałamutne argumenty, które mają tłumaczyć, dlaczego odmawia wyłożenia pieniędzy na tak fundamentalne sprawy jak szczepienia przeciwko jednemu z najgroźniejszych odmian raka i zapobieganie straszliwemu bólowi w czasie porodu.

Pani minister, pani argumenty nie są racjonalne. Z pewnością nie rozumieją ich matki 13-letnich dziewczynek ani kobiety krzyczące z bólu na sali porodowej.

Reklama