Po dwóch latach od przyznania nam Euro widać coraz wyraźniej, że organizacyjnie pewnie jakoś podołamy. Zdecydowanie gorzej sprawy się mają, jeśli chodzi o poziom sportowy. Wiara w to, że polska piłka ma się dobrze to szczyt naiwności. W tym momencie, w przeciwieństwie do okresu sprzed kilkunastu miesięcy, nie dysponujemy nawet siatką maskującą dramatyczny stan polskiego futbolu. Niedawno stanowiły ją przyzwoite występy drużyny narodowej, połączone z wiarą, że Leo Beenhakker wzniesie nas na pułap nieosiągalny od złotych czasów Kazimierza Górskiego. Teraz nie ma nawet tego. Prawda jest taka, że polski futbol A.D. 2009 jest nagi.

Reklama

A przecież, aby impreza się udała, niezbędny jest sukces sportowy. On może ponieść turniej, sprawić, że Polacy oszaleją na punkcie mistrzostw, poczują, że uczestniczą w czymś ważnym. Trzy lata temu tak było w Niemczech. Drużyna prowadzona przez Juergena Klinsmanna szła od zwycięstwa do zwycięstwa, każdy Niemiec się z nią utożsamiał. Gospodynie domowe przeżywały turniej nie mniej niż wytrawni kibice. Zawodu nie było, bo Niemcy pomyśleli o sportowym aspekcie mistrzostw znacznie wcześniej. Klubowi trenerzy mieli przykaz od piłkarskiego związku, by wystawiać do składów młodych Niemców, nawet kosztem lepszych zawodników zagranicznych. Tak, aby kreować piłkarzy do swojej kadry na 2006 r. Struktura, szkolenia i tak już stojące na wysokim poziomie podporządkowane zostały mundialowi. Dzięki temu wzruszona kanclerz Angela Merkel zasuwała przez całe boisko do szatni zawodników, by gratulować drużynie brązowego medalu.

Znając stan polskiej piłki, trudno wyobrazić sobie w podobnej sytuacji Donalda Tuska czy Lecha Kaczyńskiego. Nasza narodowa drużyna, składająca się z większości z wypalonych, ponadtrzydziestoletnich zawodników właśnie traci szanse awansu do finałów mundialu w RPA. Młodych, perspektywicznych następców praktycznie nie ma, wypalony selekcjoner dawno stracił zapał do Polski i kpi sobie ze wszystkich, podejmując równoczesną pracę w Rotterdamie. Prezes PZPN tylko dlatego trzyma go na stanowisku, bo nie wie, jak go zwolnić bez konieczności narażenia się na ogromny wydatek. Następców Leo nie widać, bo samemu selekcjonerowi przez trzy lata nie chciało się ich wykreować.

Polscy trenerzy są zdolni, ale świat im odjeżdża, nie mają stworzonych elementarnych warunków do pracy. Młodzieży zwyczajnie nie opłaca się trenować, zunifikowanego systemu szkolenia nie ma. To dobrze, że rząd buduje orliki, ale poza tym, że boiska rzeczywiście powstają, nic z tego nie wynika. Pieniądze trzeba wydawać z głową i wcale nie muszą być one kosmicznie wysokie. Potrzebna jest zdecydowana ingerencja rządu, stworzenie ustawy o kulturze fizycznej. Potrzebny i to natychmiast jest system obejmujący cały kraj, finansowany przez państwo. Czesi zrobili tak przed laty, stawiając na hokej i są w tej dyscyplinie potęgą.

Reklama

Przez dwa lata w tej kwestii nie zrobiono nic. Budowa stadionów i spekulacje wokół infrastruktury, miast organizatorów mistrzostw, przepychanki polityczne przesłoniły resztę. A przecież Euro organizowane w Polsce to nie tylko szansa na nowe stadiony i lepsze drogi. To także okazja, by polski sport przestał być uznawany za trzecią ligę europejską.