Pan prezydent kilka dni temu zaskoczył opinię publiczną mówiąc, że czeka z podpisaniem Traktatu Lizbońskiego już nie tylko na decyzję Irlandii, ale także Niemiec. Okazało się nagle, że nasz sąsiad stał się dla prezydenta kolejną przeszkodą, która hamuje przyjęcie traktatu.

Reklama

Warto tu przypomnieć, że polski sejm dawno temu przegłosował, że Traktat ma być przyjęty. Czekamy tylko na podpis Lecha Kaczyńskiego. Pan prezydent ciągle jednak szuka różnych tłumaczeń na to, by Traktatu nie podpisać. I nagle Niemcy okazały się spełniać jego marzenia. Chwilę po tym, jak powiedział o Niemczech, następnego dnia tamtejszy Trybunał Konstytucyjny uznał, że Traktat jest zgodny z niemiecką konstytucją. Prezydent Keller postanowił jednak poczekać z zakończeniem procedury ratyfikacyjnej na reformę Bundestagu i Budnesratu. Kanclerz Angela Merkel jest bardzo zadowolona. Może się niestety okazać, że nasz prezydent będzie teraz czekał na dostosowanie działania Bundestagu i Bundesratu do Traktatu Lizbońskiego, co oczywiście będzie istotną przeszkodą w złożeniu jego podpisu.

Wszystko to zakrawa na kpinę. Minister Sławomir Nowak opowiadał w radiu ZET anegdotę, jak premier Irlandii Brian Cowen na jednym ze szczytów unijnych spotkał się na korytarzu z premierem Tuskiem i zapytał, dlaczego Polska nie ratyfikowała Traktatu. Premier Tusk odpowiedział, że nasz prezydent czeka na referendum w Irlandii. Cowen był tym bardzo zdumiony. Troska Lecha Kaczyńskiego o to żebyśmy nie zabrali wolności Irlandczykom i nie wpływali na nich jest tak wielka, że zaskakuje nawet premiera Irlandii.

Może zatem na miejscu prezydenta byłoby lepiej powiedzieć wprost - tak jak to zrobił prezydent Czech - że nie ma ochoty na ratyfikację Traktatu, że to nie jest jego traktat, choć sam go ratyfikował i był dumny z ostatecznych ustaleń. A mówiono i pisano, że zasługą prezydenta Kaczyńskiego jest to, że Traktat ma właśnie taki kształt. Może prezydent Kaczyński wcale nie czeka ani na Irlandię, ani na Niemców, tylko na ojca Rydzyka? Gdyby ojciec Rydzyk, szef imperium Radia Maryja i telewizji Trwam, powiedział "tak" dla Traktatu, prezydent Kaczyński od razu złożyłby swój podpis. Ale ponieważ w tamtych mediach trwa kampania przeciwko Traktatowi, Lech Kaczyński wstrzymuje się ze swoim ostatecznym poparciem. Niestety, skończyła się kampania do europarlamentu, więc nie ma co liczyć na poparcie Radia Maryja. Chyba że poczekamy do wyborów samorządowych albo prezydenckich, a pan prezydent będzie ciągle nosił pióro w kieszeni.

Reklama

Do tej pory Traktat Lizboński można było traktować w Polsce jako mocną kartę przetargową - w sprawie paktu klimatycznego czy w sprawie premiera Buzka. Wszystko to wygląda niepoważnie. Chętnie przecież bierzemy pieniądze z Brukseli, a polskie społeczeństwo jest prounijne. Zupełnie niezrozumiałe jest w tym świetle to, że prezydent robi coś wbrew krajowej opinii publicznej czekając na ruch Irlandii i Niemiec. Takie postępowanie nie daje Polsce dobrego świadectwa zabiegającej o wysokie stanowiska unijne, jednocześnie mając w ogonie niepodpisany Traktat. Wygląda to na dużą niechęć ukonstytuowania ciała, jakim jest Unia i przyszłość czekającą państwa członkowskie. Moim zdaniem prezydent powinien się skoncentrować teraz na tym, by Unia Europejska została poszerzona o Gruzję i Ukrainę. A ciągłe pytanie prezydenta o to, kiedy podpisze Traktat, jest już naprawdę nużące. Może wreszcie ojciec Rydzyk powie "alleluja i do przodu", i pan prezydent wyjmie pióro.