Mam wrażenie, że wszystkie autostrady w Polsce są na swój sposób eksperymentalne. Wykonawcy tych, na których po zimie popękało podłoże, na które kładzie się asfalt, też tłumaczyli to technologią. O ile pamiętam, została ona wzięta z Francji i – według wykonawców – nie bardzo pasuje do polskiego klimatu.
Jednak wcale nie jest pewne, że technologie zastosowane na innych odcinkach są odpowiednie – na polski klimat i na zwyczaje polskich kierowców. Bo tak naprawdę u nas autostrad się nie budowało. Powstawały jedynie trasy szybkiego ruchu, które po kilku latach zmieniały się w trasy pełne kolein i wybojów. Praktycznie więc każdy odcinek autostrady to technologiczna nowość. Eksperymentalne było też tempo ich budowy – na początku wyjątkowo powolne, a ostatnio, dla odmiany, ekspresowe. No i eksperymentalne były też metody wyboru wykonawców – najpierw godzono się na bardzo wysokie ceny, wyższe od tych, które wynikają z kosztorysów, a potem tak je zbijano, że od razu było jasne, iż nie da się zbudować porządnych dróg za takie pieniądze.
Eksperymentowano także z finansowaniem budowy dróg i autostrad. Najpierw budżet wprowadził opłatę paliwową, która miała zapewnić pieniądze na drogi, potem powołał Krajowy Fundusz Drogowy, który miał tymi pieniędzmi zarządzać, a na koniec dostał prawo do emisji obligacji, bo pieniądze z paliw to najwyraźniej za mało.
Mam nadzieję jednak, że okres eksperymentowania już dobiega końca. Że wkrótce dorobimy się i procedur, i technologii, dzięki którym następne trasy będą powstawać już szybko i sprawnie. I bez pęknięć, zwłaszcza eksperymentalnych.
Reklama