Według niemieckiego tygodnika w chadeckiej Europejskiej Partii Ludowej (EPL) dojrzewa plan wystawienia kandydatury Donalda Tuska na następnego szefa Komisji Europejskiej w 2014 r. Wskazywanie kandydatów na dwa lat wcześniej kończy się często ich spalaniem, jeśli to są prawdziwi kandydaci - mówi Piotr Kaczyński, ekspert ds. instytucjonalnych w brukselskim think tanku CEPS.
Także zdaniem analityka ośrodka badawczego EPC Janisa A. Emmanouilidisa, kanclerz Niemiec Angela Merkel nie myśli jeszcze o nowym szefie KE. Nie sądzę, by był to obecnie priorytet dla niej lub jej otoczenia. Są ważniejsze sprawy. A poza tym, jak się chcę naprawdę, by ktoś został szefem KE, to nie otwiera się debaty teraz, tylko czeka - powiedział PAP Emmanoulidis.
Dotychczas obowiązywała praktyka, że szefa KE wybierali przywódcy wszystkich państw członkowskich za zamkniętymi drzwiami na szczycie UE, a PE musiał go potem zaaprobować. Teraz, w kontekście debaty o deficycie demokracji oraz reformie Unii Europejskiej, pada coraz więcej głosów, by kolejny przewodniczący KE był wybrany podczas wyborów powszechnych do PE, albo przynajmniej, by partie polityczne już w kampanii wyborczej zgłosiły swych kandydatów na to stanowisko (analogiczne do wyboru szefa rządu w wyborach krajowych). Ma to też podnieść zainteresowanie tymi wyborami i zwiększyć frekwencję.
Eksperci zauważają, że wyboru kandydata chadecji dokona cała Europejska Partia Ludowa (której członkami jest większość rządzących teraz w krajach UE partii narodowych jak CDU czy PO), a nie tylko Merkel, o której nie raz pisano, że ma dobry kontakt z Tuskiem. Następnie EPL będzie jeszcze musiała wybory do PE wygrać.
Źródła w EPL powiedziały PAP w poniedziałek, że partia wybierze swego kandydata najwcześniej za rok, czyli już po wyborach parlamentarnych w Niemczech. Zastrzegły, że najbliższy kongres EPL w Bukareszcie 17-18 października wybierze władze partii, a temat kandydata na szefa KE może najwyżej pojawić się gdzieś w kuluarach.
Z kolei źródła polskie w EPL powiedziały PAP, że publikacja tygodnika "Der Spiegel", choć nie wskazuje na żadne źródła, jest ogólnie mówiąc pozytywna dla Polski. Świadczy bowiem, że Polak będzie miał szanse ubiegać się o to stanowisko, jak już przyjdzie moment wyboru.
Były przewodniczący Parlamentu Europejskiego, były premier Jerzy Buzek powiedział z kolei PAP, że to jest dobry czas, żeby składać takie propozycje, bo na dwa lata przed przyszłą nominacją powinny być już znane kandydatury. Przypomniał, że zanim sam został szefem PE, już półtora roku przed wyborem prowadzone były zaawansowane rozmowy na ten temat, a wstępne decyzje były podejmowane na rok przed terminem wyborów.
Buzek uważa, że obecnie jest najlepszy moment i jest to bardzo dobra wiadomość dla Polski, bo poszukuje się kandydata zawsze w takim kraju i z takiego miejsca, gdzie jest stabilność polityczna, gdzie są dobre wyniki gospodarcze, gdzie również jest spore poparcie dla integracji europejskiej.
Nawet z tej wstępnej propozycji, która na razie będzie rozpatrywana, możemy my, Polacy, być dumni i trzeba robić wszystko, aby ta propozycja stała się faktem i żeby została zrealizowana - dodał Buzek. Były premier zaznaczył, że musimy poczekać na pewne ustalenia i oficjalne zgłoszenia.
W prasie spekulowano już, że kandydatem europejskich socjalistów może być niemiecki polityk Martin Schulz, dotychczasowy lider socjalistów w PE, a obecnie przewodniczący tej instytucji. Pada też nazwisko byłego premiera Bułgarii, lidera lewicowej opozycji w tym kraju Sergeja Staniszewa. Z kolei partia europejskich liberałów miałaby wystawić swego obecnego lidera w PE, byłego premiera Belgii Guy Verhofstadta.
Jeżeli chodzi o EPL, to padają nazwiska różnych potencjalnych kandydatów. Obok Tuska, także niesłychanie aktywnej luksemburskiej komisarz UE ds. sprawiedliwości Viviane Reding. Jak komentuje się w Brukseli, ma ona wielką ochotę na fotel po obecnym szefie KE Portugalczyku Jose Barroso; gdyby została szefową KE, byłaby pierwszą kobietą na tym stanowisku. Traktat z Lizbony nie zabrania też obecnemu szefowi KE ubiegania się o trzecią kadencję, choć dominują krytyczne oceny osiągnięć jego Komisji. Na stole zapewne pojawią się nowe, kolejne nazwiska. Jeden z dziennikarzy pytał w maju, tuż przed wyborami prezydenckimi we Francji, ówczesnego prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego czy byłby w razie porażki w swoim kraju zainteresowany stanowiskiem w Brukseli. Odpowiedział wówczas, że nie.