Włoska prezydencja zaczęła się, niczym w filmie Hitchcocka, trzęsieniem ziemi - zestrzeleniem malezyjskiego samolotu nad Ukrainą. Federica Mogherini, wówczas minister spraw zagranicznych Włoch, nazwała to "nieszczęśliwym przypadkiem" i reakcję prezydencji można określić jako nader wstrzemięźliwą.

Reklama

Niedługo potem był szczyt unijny, na którym pani Mogherini została wybrana na szefową unijnej dyplomacji (a Donald Tusk na stałego przewodniczącego Rady). Pomimo prorosyjskich sympatii Rzymu, to za włoskiego przewodnictwa przyjęte zostały jednak sankcje na Rosję. Na plus premierowi Matteo Renziemu liczy się włączenie kwestii uwolnienia skazanej na karę śmierci pakistańskiej katoliczki, Asii Bibi.

CZYTAJ TAKŻE: Łotewska europoseł o groźbach z Moskwy: Padły słowa nie do zaakceptowania>>>

Od nowego roku stery przejmie Łotwa. Jako druga z byłych republik radzieckich przejmie prezydencję w dosyć szczególnej sytuacji. Relacje między Unią Europejską a Rosją można określić jako bardzo skomplikowane. Nie brak opinii, że z powodu narastającego kryzysu na Ukrainie, sankcji unijnych na Rosję i rosyjskiej na nie odpowiedzi, mamy do czynienia z układem zimnowojennym.

Faktycznie, konfrontacja między Rosją a blokiem euroatlantyckim jest coraz bardziej widoczna i prą do niej obie strony, ze Stanami Zjednoczonymi i Rosją w rolach głównych.

Shutterstock

Unia, choćby przez to że nie jest przecież wielkim euro mocarstwem, ma do Moskwy bardziej zniuansowane podejście niż Waszyngton. Bo przecież polityka Brukseli to wypadkowa sprzecznych interesów: w tym przypadku rosjolubnej Hiszpanii, Włoch, Grecji, Cypru, częściowo Francji z rosjosceptyczną Polską, Litwą, Estonią i właśnie Łotwą. Dla Rygi (podobnie jak dla Tallina i Wilna) wojna na Ukrainie i zagrożenie ze strony Rosji ma bardziej konkretną postać. Na Łotwie jest liczna mniejszość rosyjskojęzyczna, która nie chce się całkowicie zintegrować i jest potencjalnym źródłem destabilizacji sytuacji wewnętrznej. I politycy łotewscy obawiają się, że ludność ta może zostać zmanipulowana i/lub wykorzystana instrumentalnie do wywołania kryzysu wewnętrznego na Łotwie. O groźbie otwartej agresji Rosji nie mówi się zbyt często, ale i taki wariant - zdaniem polityków łotewskich - nie jest całkowicie wykluczony.

Łotwa zatem od stycznia będzie mogła wpływać (choć w ograniczonym stopniu, bo od wejścia w życie traktatu lizbońskiego rotacyjne prezydencje mają znacznie mniej do powiedzenia niż przedtem) na podejście Unii Europejskiej. A Ukraina, Rosja i dalsze sankcje będą jednymi z najważniejszych zadań i wyzwań. Jednym z najpoważniejszych pytań jest to, czy polityka nakładania kolejnych sankcji przynosi efekty i czy należy ją kontynuować. Jak na razie, nie jest to rozwiązanie idealne. Przynosi straty obu stronom, w Rosji przyczyniła się do wywołania kryzysu i osłabiła potężnie rubla. Ale także w kraje unijne - w największym stopniu dotyczy to Polski - uderza rykoszetem. Jest to jednak jedyny sposób wywierania presji na Rosję.

Reklama

ZOBACZ TEŻ: Łotwa ma problemy z Rosją. Moskwa odmawia wyznaczenia ostatecznej linii granicznej>>>

Bardzo symbolicznym znakiem jest, że łotewska prezydencja przypadnie na 70 rocznicę konferencji w Jałcie, która podzieliła Europę na strefy wpływów. Dla Polski Jałta oznaczała oddanie nas do strefy wpływów radzieckich. Dla Łotwy, Litwy i Estonii utratę niepodległości i wcielenie republik do Związku Radzieckiego. W 70 lat później kraje nadbałtyckie poprzez członkostwo w NATO i UE są częścią drugiego bloku sił. A dwubiegunowy podział znów się cementuje.