Kiedy zakazał on w 2005 r. parady, tysiące warszawiaków dołączyły do pochodu, który przekształcił się z branżowego w narodowy – w obronie wolności zgromadzeń. Tekst „Lech Kaczyński wzmocnił ruch gejowski w Polsce” hulał w sieci aż furczało. Ku mojemu zdumieniu, bo napisałem najbardziej oczywistą rzecz na świecie. Homoseksualiści podczas tamtej parady stanowili symbol walki o demokrację w III RP i zyskali ogromne wsparcie.
Takim symbolem chcą teraz stać się Władysław Frasyniuk oraz Lech Wałęsa, którzy apelują, by wraz z nimi 10 lipca, w kolejną miesięcznicę smoleńską, przyjść na Krakowskie Przedmieście, by bronić „prawa do wolnej, demokratycznej i nowoczesnej ojczyzny na miarę XXI w.”. Czy jednak naprawdę są dziedzicami sporu, który zaczął się w 2005 r.? Czy dzisiejszy PiS to ten sam PiS, który zakazał parady, natomiast Obywatele RP to dzisiejsi „wszyscy jesteśmy gejami i demokratami”?
Warszawskie i krajowe władze anno Domini 2017 nie zakazują czyjegoś przemarszu, lecz utrudniają blokowanie manifestacji. Jeżeli ktoś chce czegoś zakazać, to – prawdę mówiąc – Frasyniuk i Wałęsa. Ich przekonanie, że ich oczywista racja moralna tłumi jakiekolwiek rozterki w sprawie blokowania uczestników złej manifestacji, oparte jest na złudzeniu o własnej niekwestionowanej wyższości moralnej.
Niestety chamstwo niektórych tzw. obywatelskich akcji, jak wyzywanie Jarosława Kaczyńskiego idącego na grób brata, odebrało Obywatelom RP prawo do uniwersalizmu. Oni nie bronią zasad uniwersalnych, oni po prostu chcą upokorzyć Kaczyńskich. Podnoszenie złych aspektów miesięcznic smoleńskich nie zmienia faktu, że przeciwnicy tych obchodów są w jawny sposób ukierunkowani na walkę „z”, a nie na walkę „o”. Frasyniuk i Wałęsa tylko wzmocnią ruch smoleński w Polsce.
Reklama