Nie odbiegamy jakoś szczególnie w skłonności do ulegania konspiracjonistycznym wizjom świata od innych narodów. Jednocześnie nie sposób nie zauważyć, że w pierwszej dekadzie XXI w. ta nasza skłonność się zwiększyła, a po katastrofie smoleńskiej wzrósł – nie wiem, czy w sposób trwały – poziom politycznej paranoi.
Spisek, jak każde słowo, może być nacechowany afektywnie. I jak każde słowo może służyć temu, żeby ludzi podzielić lub zdyskredytować. Natomiast określenia wyrażające stany chorobowe lub okołochorobowe służą temu wręcz perfekcyjnie.
Tak długo zajmuję się teoriami spiskowymi, że pomyślałbym, iż to nieszczęśliwy wypadek. I jeszcze, że na pewno znajdzie się ktoś, kto zacznie podejrzewać to "coś". A jak już się znajduje, dziwię się, że tak szybko to nastąpiło. I że tak szybko ludzie w to "coś" uwierzyli. Tak naprawdę nie wierzymy w to, że wielkie wydarzenia mogą być spowodowane błahymi przyczynami, właśnie takimi jak nieszczęśliwy zbieg okoliczności, czyjś błąd czy zaniechanie. Zwłaszcza jeśli dotyczą ważnych, znanych osób. Jeśli dostaniemy taki komunikat: "Prezydent się potknął, przewrócił, uderzył w głowę i zmarł. Nie ma żadnych świadków ani śladów', często zaczynamy kombinować: aha, nie ma żadnych śladów, to najlepszy dowód, że ktoś przy tym musiał kombinować. Interesujące jest to, że teorie spiskowe zaczynają się mnożyć zaraz po jakimś wydarzeniu. Księżna Diana jeszcze nie została pochowana, a już krążyły teorie na temat tego, kto i dlaczego doprowadził do jej wypadku.