Jednym z tematów, które wywoływały ostatnio dużo kontrowersji, jest zrównoważony budżet. Jaka jest pańska opinia?
Marcin Piątkowski: Tegoroczny budżet nie będzie zrównoważony i to dobra wiadomość. To budżet centralny ma być zrównoważony, ale nie ma mowy o budżecie całego sektora publicznego. I bardzo dobrze, że budżet sektora nie będzie zrównoważony. To byłoby społecznie i ekonomicznie nieuzasadnione. Polska jest krajem doganiającym bogate kraje Zachodu i ma najniższe w historii koszty finansowania. Ostatnio sprzedaliśmy obligacje z ujemną rentownością, co nie udało nam się nigdy w tysiącletniej historii. Nawet za Kazimierza Wielkiego, Batorego, czy Sobieskiego nie mieliśmy tak niskich kosztów finansowania, jak teraz. Ale nadal mamy ogromne luki: infrastrukturalne, metropolitalne, brakuje nam na pensje nauczycieli, doktorantów, profesorów, naukowców. Zamiast więc fetyszyzować deficyt i ciąć wydatki nie wiadomo po co, lepiej inwestować w przyszłość Polski. Musimy mieć taki budżet, który zapewni bezpieczny poziom długu publicznego, a to można osiągnąć, mając o wiele wyższy deficyt. Kluczowy nie jest poziom deficytu, ale to, jak efektywnie wydamy publiczne pieniądze: czy na rzeczy, które nie mają sensu, jak 13. i 14. emerytura, czy na inwestycje w przyszłość i wykorzystanie najlepszej w historii szansy na dogonienie Zachodu.
A który sektor potrzebuje najsilniej impulsu rozwojowego?
Polska nie jest Szwajcarią i wszędzie potrzebujemy dofinansowania. Powinnyśmy jednak mieć priorytety: np. transformacja sektora energetycznego poprzez stopniowe odejście od węgla i przejście na odnawialne źródła, dofinansowanie nauki, edukacji, służby zdrowia i infrastruktury. Trzymając się transferowej retoryki rządu, powinniśmy wprowadzić 1000+ i podnieść pensje nauczycielek, które zarabiają dziś mniej niż kasjerki w marketach, pensje doktorantów, którym czasami nie starcza na życie, i pensje pielęgniarek i lekarzy, które o nasze życie dbają. To są kluczowe źródła dalszego rozwoju Polski. Inwestujmy pieniądze tak, aby zapewnić sobie bogatą, czystą zieloną przyszłość, zamiast wydawać pieniądze na pomysły z kampanii, które już słyszeliśmy.
Jak powinniśmy podejść do kwestii demografii i nowych technologii: priorytetem jest rozwój automatyki i robotyki czy stworzenie lepszych warunków do imigracji?
Moim zdaniem można połączyć obie drogi. Polska potrzebuje automatyzacji i robotyki, ponieważ nasze społeczeństwo szybko się starzeje i zacznie coraz bardziej brakować rąk do pracy. Dzięki robotyzacji możemy też poprawić wydajność pracy, która w Polsce dalej wynosi niewiele ponad połowę tego co w Niemczech, co pokazuje, ile mamy do nadrobienia. Jednocześnie powinniśmy dalej otworzyć się na imigracje. Nie możemy patrzeć statycznie na taki scenariusz demograficzny, w którym za kilka dekad Polska będzie miała niewiele ponad 30 mln mieszkańców. W polskim interesie jest, by zamiast stać się biednym krajem starych ludzi, być krajem z 50 mln mieszkańców, w którym zmieszczą się wszyscy, w tym roboty i imigranci. Młodzi Ukraińcy, Wietnamczycy, Etiopczycy, czy Filipińczycy pomogą nam w rozwoju gospodarki i powinniśmy przygotować programy migracyjne, szczególnie wykorzystując polskie wyższe uczelnie, które nam pozwolą przyciągnąć migrantów i zatrzymać ich na dłużej.
Coraz głośniej o kwestiach braku dostępu młodych do mieszkań. Czy to może być hamulec rozwoju społecznego?
Kwestia mieszkalnictwa jest kluczowa dla jakości życia Polaków, a w przypadku mieszkań nie zawsze rynek jest najlepszym regulatorem. Mimo że w Polsce w zeszłym roku wybudowano 200 tys. mieszkań, to deficyt mieszkań wśród młodych nie zniknął. Ja widzę tu potrzebę interwencji skarbu państwa: jeśli stać nas wydać 2 proc. PKB na program 500+, to także stać nas też na przeznaczenie 1 proc. PKB rocznie na budowę 100 tys. mieszkań rocznie z państwowych pieniędzy. To nie podważy istniejącego rynku mieszkaniowego, a w ciągu 10 lat rozwiąże problem realnego braku mieszkań. Polski rząd mógłby np. wykupić cały pas ziemi między Warszawą i Łodzią i zbudować tam milion nowych mieszkań, przy okazji tworząc nowe serce gospodarcze Europy. To byłaby taka nasza "Druga Gdynia".
Czy w Polsce powinniśmy zmieniać system podatkowy, np. na bardziej progresywny, czy wręcz przeciwnie: podatków jest już za dużo?
Ja jestem zwolennikiem efektywności podatkowej, połączonej ze sprawiedliwości społeczną, co w wielu krajach się udaje. W Polsce jest wiele do zrobienia w obu kwestiach. Nasz system podatkowy jest mało progresywny. Poziom opodatkowania jest też ogólnie relatywnie niski: wskaźnik opodatkowania do PKB wynosi 36 proc., to jest prawie 6 pkt proc. poniżej średniej dla strefy euro. Czyli co roku transferujemy ponad 100 mld zł do kieszeni najbogatszych, którzy płacą podatki poniżej europejskiej średniej. To oznacza, że jest przestrzeń na zwiększenie sprawiedliwości społecznej, szczególnie jeśli chodzi o opodatkowanie kapitału i majątku, przy zachowaniu efektywności ekonomicznej. Jak zawsze jednak, kluczowa będzie efektywność wydatków publicznych finansowanych z podatków.
Czy jest w Polsce miejsce na eksperymenty typu dochód gwarantowany, czy emerytura obywatelska?
Taki dochód już w pewnym stopniu istnieje. Dotyczy to np. emerytury minimalnej, co można uznać za formę gwarantowanego dochodu, a także 500+ dla wszystkich rodzin z dziećmi, a także system zasiłków. Więc mamy już "patchworkowy" dochód gwarantowany, żaden Polak nie jest pozbawiony dochodu. Z czasem jednak, gdy będziemy już o wiele bliżej Zachodu, będzie rosła przestrzeń na poszerzanie takiego dochodu gwarantowanego, aż kiedyś stanie się on uniwersalny.
Coraz większą popularność zdobywa pomysł podatku od majątku. To dobre rozwiązanie?
Podatek od majątku to dobry pomysł, ale powinniśmy zacząć od niskich stawek. To w czasach big data i powszechnego dostępu do danych nie powinno być problemem. Jednak nie powinniśmy przesadzać ze stopniem opodatkowania, ponieważ nasze społeczeństwo jest cały czas na dorobku. Nawet jak porównamy się do Włoch czy Hiszpanii, my gromadzimy majątek dopiero od 30 lat, a w lata 90. wchodziliśmy jako społeczeństwo biedne. Nadmierne opodatkowanie może doprowadzić do osłabienia wzrostu. Z czasem jednak można zacząć podwyższać opodatkowanie, co pozwoli wspierać inkluzywność i mobilność społeczną. Jednak i tak najbardziej istotne – w każdej formule opodatkowania – jest to, na co te pieniądze pójdą. Mamy ogromną szansę, by - przy najniższych w historii kosztach finansowania - dogonić Zachód, zasypując po drodze te wszystkie dziury, o których wspomniałem, jak służba zdrowia, edukacja czy nauka. Złoty wiek w Polsce już trwa i potrzebujemy jeszcze jednego pokolenia szybkiej pogoni, aby wyrównać poziom życia z Zachodem. Polska gospodarka jest superkonkurencyjna i powinna dalej szybko rosnąć, ale trzeba uważać, by tego nie zepsuć.