21 maja 1990 roku asystent-stażysta zatrudniony w Instytucie Nauk Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego 29-letni Marek Dochnal stanął przed komisją dyscyplinarną dla nauczycieli akademickich. Czteroosobowa komisja, której przewodniczył prof. Tadeusz Zieliński, nie miała żadnych wątpliwości, iż "obwiniony popełnił czyny uchybiające godności nauczyciela akademickiego". Już wówczas młody Dochnal miał żyłkę do lewych interesów - sfałszował podpis skarbnika naukowego koła ELSA i usiłował wyłudzić od uczelni zwrot kosztów pobytu w hotelu Forum zagranicznych gości. Chodziło o profesora Hornhusa z rodziną. Problem w tym, że ani zacny profesor, ani jego rodzina w ogóle nie przebywali w Krakowie! Od studentów holenderskich i norweskich Dochnal brał dewizy na pokrycie kosztów ich pobytu. Robił to "w sposób uniemożliwiający kontrolę rzetelności i prawidłowości wydatków" - ustaliły władze uczelni i pożegnały się z nieuczciwym asystentem.

Reklama

Marek Dochnal nieco inaczej zapamiętał ten okres swego życia. W 2004 roku opowiadał prokuratorom, że był filantropem i pracował za darmo. "Ja nigdy nie pobierałem żadnego uposażenia, poza krótkim okresem mojego zatrudnienia na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie zresztą też zaprzestałem pobierania wynagrodzenia. Było ono przekazywane na rzecz emerytowanych nauczycieli akademickich" - zeznał w łódzkiej prokuraturze. Zapytany o bieżące dochody odpowiedział: "Milion dolarów miesięcznie. Moje dochody to dywidendy ze spółek, dochody z papierów wartościowych i inwestycji kapitałowych".

Jeszcze jako student handlował książkami - miał kilka straganów i ludzi, którzy dla niego pracowali. Jeździł nowym bmw. Gdy załamała się jego krótka kariera naukowa, postanowił zająć się na serio biznesem. Skorzystał ze swego daru zjednywania sobie ludzi - zaprzyjaźnił się z szefem UOP Gromosławem Czempińskim. Ta przyjaźń szybko zaczęła dawać spore profity.

Skok na państwową kasę
Rok 1991, pierwszy duży przekręt za duże pieniądze. Minister przemysłu i handlu Henryka Bochniarz zleca Agencji Rozwoju Przemysłu podpisanie umowy z firmą Proxy Marka Dochnala. Ma on się zająć pisaniem ekspertyz dla zakładów Mesko i restrukturyzacją przemysłu zbrojeniowego. Nie ma żadnego przetargu ani konkursu - Henryka Bochniarz podpisuje wniosek do ARP przygotowany przez... Marka Dochnala. Sprawę bada NIK, wybucha afera Proxy. "Wynagrodzenie, które Skarb Państwa wypłacił Proxy, było niewspółmierne do wykonanej pracy" - stwierdza raport Najwyższej Izby Kontroli. Dochnal ma dostęp do poufnych materiałów, choć nie ma na to zgody resortu obrony. Senator Zbigniew Romaszewski publicznie oskarża Proxy o powiązania z niemieckim wywiadem. Wydaje się, że gwiazda Dochnala zgaśnie zanim na dobre rozbłysła. Nic bardziej błędnego.

Rok 1993 r., Dochnal bierze udział w dużym skoku na państwową kasę. Nieudanym. Inwestuje pieniądze w spółkę Chemico, która ma przejąć państwowego potentata, Centralę Handlu Zagranicznego Ciech, za... pieniądze Ciechu. Gdy planów nie udaje się zrealizować, Dochnal wpada na kolejny niekonwencjonalny pomysł - chce wspólnie z kuwejckimi szejkami kupić... Rafinerię Gdańską. Szaleństwo?

"W sierpniu 1994 roku odbyłem podróż do Kuwejtu, gdzie przeprowadziłem rozmowy z szejkiem Ali Mali Sabahem, który kieruje kuwejcką kampanią naftową" - zezna później Dochnal przed komisją śledczą badającą aferę Orlenu. "Starałem się go zainteresować inwestycją w Rafinerię Gdańską wspólnie z Chemico. W owym czasie Rafineria Gdańska była w dosyć trudnej sytuacji ekonomicznej. Podróżowałem w znacznej mierze na koszt własny, bo Chemico wtedy nie miało żadnych funduszy".

Butik inwestycyjny
W 1994 r. Dochnal zakłada firmę Larchmont Capital. Spółka ma być "butikiem inwestycyjnym" i doradzać zachodnim potentatom, jak robić interesy w Polsce. Jej udziały kupuje m.in. Siergiej Gawriłow, rosyjski biznesmen z paszportem Belize, wydalony później z Polski za szpiegostwo na rzecz Rosji.

Reklama

Larchmont Capital okazuje się strzałem w dziesiątkę. Dochnal sprowadza do Polski duńskiego operatora Tele Danmark i pomaga w tworzeniu Polkomtela. Telefonia komórkowa przynosi krociowe zyski.

Na przełomie 1994 i 1995 r. Dochnal poznaje Petera Vogla, znanego później jako bankier lewicy. Vogel staje się zaufanym człowiekiem lobbysty - zakłada mu konto w szwajcarskim oddziale Coutts Banku. Na konto opatrzone numerem Z0183 i hasłem Lipar będą wpływać wielomilionowe prowizje od koncernów inwestujących w Polsce.

"Jak pan chce wiedzieć, kim był Dochnal, niech pan obejrzy film <Diabeł ubiera się u Prady>" - mówi jeden z dawnych współpracowników Dochnala. "Gdy miał przyjechać prezes, ludzie od rana byli bardzo nerwowi. Wszystko musiało być na baczność. Był bardzo wymagającym szefem. I bardzo skrytym. Nie informował współpracowników o całości projektu. Każdy znał tylko swój wycinek. Zasada była taka, że o nic nie wolno go pytać. Mówił raz, półsłówkami, nigdy nie powtarzał. Trzeba się było domyślać, o co mu chodzi. Niektórzy tego psychicznie nie wytrzymywali".

Rezydencja w Monte Carlo i Warszawie, wynajęte mieszkanie w Londynie, jacht, posiadłość ziemska w Argentynie, drużyna polo, zdjęcia z brytyjską królową i prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim, flotylla luksusowych samochodów - na kolejnych prywatyzacjach Dochnal bogacił się w zawrotnym tempie. Zdarzało mu się, że grał na dwa fronty - w przetargu na Polskie Huty Stali reprezentował interesy zwalczających się konkurentów: hinduskiego koncernu LNM, który wypłacił mu 12,5 mln dolarów, i ukraińskiego Donbasu.

Jego żona Aleksandra też nie próżnuje - zakłada spółkę Dochnal i Zień. Organizuje pokazy mody i otwiera sklep w centrum Warszawy. "Poziomem wystroju i usług nie odbiega od najlepszych salonów w Europie" - pisała "Gala".

Kilka lat później prokurator odnotuje: " W toku przeszukania domu jednorodzinnego położonego w Konstantynowie Łódzkim należącego do Andrzeja Pęczaka ujawniono i zabezpieczono m.in. spódnicę z gorsetem koloru srebrnego, przy czym każda z tej części odzieży posiadala wszywkę koloru czarnego z napisem koloru białego o treści »Zień haute couture«". Prokurator odnotuje też, że żona posła Pęczaka ze kreację nie zapłaciła.

Kreacja to za mało, żeby zatrzymać Dochnala pod zarzutem korumpowania posła. Ale luksusowy mercedes, którym jeździ Pęczak, za bardzo rzuca się w oczy.

Twarde lądowanie
26 września 2004 r., Marek Dochnal wynajętym samolotem ląduje na krakowskim lotnisku Balice. W saloniku dla VIP-ów czeka na niego jeden ze współpracowników. Wyprasza go funkcjonariusz służby ochrony lotniska, "bo zaraz tu będzie ABW". Pracownik Dochnala nie jest w ciemię bity, domyśla się, że ABW czeka na jego szefa. Usiłuje go ostrzec.

Dochnal odbiera telefon dopiero za piątym razem. Postanawia wracać. Pracownicy rezerwują mu już lot powrotny. Samolot musi jednak wylądować. Dochnal nie wysiada. Funkcjonariusze ABW blokują samolot samochodem, a wieża kontrolna nie daje zgody na start. Negocjacje agentów ABW z Dochnalem trwają kilka godzin. Grożą komplikacje międzynarodowe - samolot należy do prywatnych portugalskich linii lotniczych. Na pokładzie poza pasażerem jest dwóch pilotów i dwie osoby z obsługi. Kapitan chce odlecieć do Niemiec, ale przepisy nie pozwalają na zatankowanie samolotu z pasażerem na pokładzie. Po godzinie zmienia zdanie, nie chce już tankować, tylko lecieć do Czech. Prosi o pozwolenie na odlot. Bez powodzenia. Zgody nie daje Straż Graniczna i Prokuratura Apelacyjna w Łodzi. Dochnal się poddaje.

"Gdy wszedłem na pokład samolotu i przeczytałem Dochnalowi zarzut skorumpowania Pęczaka, odetchnął z ulgą" - wspomina oficer ABW, który go zatrzymał. "Miał na sobie dżinsy, które były droższe od mojego samochodu".

Dochnal jest przekonany, że niebawem wyjdzie z aresztu. "Działałem w sytuacji skrajnie stresowej, bo moja żona jest w ciąży i poczuła się źle" - tłumaczy swoje zachowanie na lotnisku.

Wynajmuje najlepszego speca od spraw karnych mec. Stanisława Owczarka, który zyskał sławę, broniąc z powodzeniem szefa Westy Janusza Baranowskiego. Owczarek doradza Dochnalowi współpracę z prokuraturą. Sugeruje układ "zeznania za wolność". Dochnal początkowo do niczego się nie przyznaje, ale potem mówi dużo. O łapówkach, kolejnych prywatyzacjach, tajnych kontach polityków SLD w Szwajcarii, zagranicznych sponsorach Aleksandra Kwaśniewskiego. Liczy, że opuści areszt z okazji urodzin drugiej córki. Mecenas Owczarek nie jest jednak w stanie nic wskórać. Później ginie w wypadku samochodowym.

"Rozmawiał z prokuratorami Prokuratury Apelacyjnej w Łodzi prowadzącymi sprawy mojego męża, którzy powiedzieli, że oni niewiele mogą i że decyzje zapadają wysoko, w Pałacu Prezydenckim" - twierdzi Aleksandra Dochnal.

W jednym z sejfów w warszawskiej willi Dochnala jest mnóstwo broni: pistolety Beretta, Sig-Sauer, Heckler & Koch, rewolwer Smith & Wesson, broń długa. Prokuratorzy są zaskoczeni.

"Z tego, co wiem, jestem rekordzistą, jeśli chodzi o posiadanie broni" - przyznaje Dochnal. Ma na nią pozwolenie.

Nie przypuszcza, że spędzi w aresztach niemal 3,5 roku. 31 stycznia 2008 r., wychudzony Marek Dochnal opuszcza mury sieradzkiego aresztu. Czekają na niego dziennikarze i żona Aleksandra w eleganckim subaru z dwiema butelkami najlepszego szampana.

"Będzie czas na podzielenie się pewnymi informacjami. Z pewnością państwa zainteresują" - rzuca na odchodnym.