To, że Lepper został oskarżony przez prokuraturę o domaganie się usług seksualnych w zamian za karierę w partii, powinno go postawić poza nawiasem życia publicznego na zawsze. A jednak, kiedy 14 miesięcy temu w "Gazecie Wyborczej” ukazał się tekst o pracy za seks, niemal przez pół roku jeszcze pozostawał on na stanowisku wicepremiera. Zajmował też to stanowisko, gdy prokuratura dysponowała już zeznaniami obciążających go świadków. Piszę o tym, by przypomnieć, że Andrzej Lepper znalazł się w Sejmie z woli wyborców, ale najwyższe stanowiska państwowe powierzyli mu politycy, i to tacy, którzy utrzymywali, że sprawy moralności są dla nich niezwykle ważne. To znaczy z kolei, że gdy wola wyborców znów zaprowadzi Leppera na salę sejmową, znajdą się zapewne politycy, którzy zechcą go wykorzystać do swoich celów i wynieść na stanowiska państwowe. Pytanie tylko, jak do oskarżenia prokuratorskiego o molestowanie seksualne odniosą się wyborcy.

Reklama

Na zdrowy rozum powinni się od Leppera odwrócić, ale gdy słucham wypowiedzi różnych tak zwanych zwykłych ludzi, zaczynam mieć wątpliwości. Wielu uważa, że molestowane kobiety powinny były o zmuszaniu ich do seksu za pracę powiadomić prokuraturę od razu, a nie czekać przez lata. Są i tacy, którzy twierdzą, że oskarżenia wobec Leppera to prześladowanie polityczne. Wreszcie istnieje problem prokuratorów: ich mała wiarygodność.

Nauczyliśmy się już, że prokuratorzy zależnie od tego, kto jest u władzy, pewne śledztwa prowadzą szybko i sprawnie, inne powoli i opieszale. Przestaje obowiązywać więc taki typ myślenia, że ktoś, przeciw komu prokurator wysunął zarzuty, to przestępca, bo często zdarzało się, że zarzuty oparte były na wątłych podstawach i w sądzie przepadały.

Może się więc zdarzyć, że Andrzej Lepper z gwiazdy sali sejmowej przeistoczy się w gwiazdę sali sądowej. Lepper udowodnił już kilka razy, że potrafi stawianie go przed sądem wykorzystać do poprawy własnego wizerunku, a połączenie seksu z polityką to kombinacja, która dobrze sprzedaje się w mediach. Wydaje mi się jednak, że Lepper do Sejmu już nie wróci. Dlatego, że przez udział we władzy stracił nimb trybuna ludowego. A to, że mógł zmuszać słabe, uzależnione od siebie kobiety do uprawiania seksu w zamian za posady, powoduje, że zapewne nikt nie uwierzy już w rzucane przez niego hasła obrony słabych i uciśnionych. Drugi powód to brak pieniędzy. Dziś, by zdobyć głosy wyborców, trzeba ich mieć bardzo wiele. Natomiast Samoobrona w ostatnich wyborach nie przekroczyła trzyprocentowego progu, nic nie dostanie więc z państwowej kasy. Lepperowi nie pomoże też w powrocie do polskiej polityki groteskowa próba zaistnienia na arenie międzynarodowej, czyli nadzorowanie prawidłowości przebiegu wyborów prezydenckich w Rosji.

Wydaje się, że Lepper na zawsze zniknie z polityki, ale trzeba pamiętać, że z polityką jest jak z pogodą: wszyscy się na niej znają i przepowiadają, jaka będzie, ale te przepowiednie rzadko się sprawdzają.