Dlaczego w polskiej piłce nie pojawiają się talenty na miarę Bońka? I dlaczego, jeśli pojawia się jakiś zdolny chłopak, to nie ma szansy swojego talentu dalej rozwijać? Nie wierzę, że talentów w Polsce nie ma. To PZPN nie jest w najmniejszym stopniu zainteresowany tym, żeby je wyławiać i szlifować. Dopóki szwankuje system szkoleń, dopóty szukać się będzie kozła ofiarnego - a najłatwiej takim kozłem uczynić trenera.

Reklama

Bo w Polsce to bardzo niebezpieczna rola. Trener narażony jest na porywy naszych emocji: albo kochamy - i to tylko kiedy nasi wygrywają - albo nienawidzimy. Zamiast po prostu pozwolić mu pracować. Polskie orły grają tak, jakby im skrzydła podcięto, ale czy to tylko wina Beenhakkera?

Im dłużej patrzę na niego, tym bardziej jestem przekonana, że trener jest okey. To z drużyną jest coś nie w porządku. Nikt chyba nie dałby rady wykrzesać z nich więcej, niż to się udało Holendrowi. Beenhakker zrobił dla polskiej reprezentacji bardzo wiele. Pojawiają się głosy, że chodziło o PR: trener przed mistrzostwami dużo mówił o "światowym poziomie" drużyny, a kiedy przyszło co do czego, znów doszło do kompromitacji. No dobrze, a co miał mówić? Chcieliśmy znów usłyszeć, że piłkarze są do niczego, na Euro nic nie osiągniemy i nie ma po co tam jechać? Brak wiary w sukces przyprawiłby biało-czerwonym skrzydeł?

To, co Beenhakker robił przed mistrzostwami, to była próba zaczarowania rzeczywistości. Dostał do tych rozgrywek piłkarzy, jakich Polska ma "na stanie". To, co mógł zrobić, to zmotywować ich i wpoić im chęć zwycięstwa. I to mu się w dużym stopniu udało. Ale tak krawiec kraje, jak mu materii staje. Beenhakker, krzesając iskry z naszych mało żywotnych piłkarzy, doszedł do ściany. Tu rodzi się pytanie, czy tyle samo energii w jak najlepszy występ naszej reprezentacji włożyli działacze zmurszałej, przesiąkniętej korupcją struktury PZPN?

Czy na co dzień zajmują się wyłuskiwaniem talentów? Szkoleniem młodych zawodników? Czy raczej spędzają czas, zastanawiając się, jak coś zrobić, by zarobić i się nie narobić? Albo zabiegając o korzystne kontrakty reklamowe. PZPN tak dużo myśli o pieniądzach, które związek może na zawodnikach zarabiać, że zapomina o prostej biznesowej prawdzie - jeśli nasi zawodnicy będą lepsi, to wtedy rzeczywiście kontrakty reklamowe będą opiewały na pokaźne sumy. Tylko że działacze nie potrafią przestać myśleć o swoich karierach.

Beenhakker wprowadził nas na Euro i sprezentował nam masę pozytywnych, społecznych emocji. Ponieważ jednak wiele na mistrzostwach nie osiągnął, więc jesteśmy żądni krwi. Niektórzy w takiej sytuacji chcą, by trener zapłacił za porażkę głową.

Ale jeśli coś w polskiej piłce ma się zmienić na lepsze, to myślę, że ten proces może rozpocząć właśnie Beenhakker. Ma zapewne dość odwagi i przekonania, by zawalczyć o lepszą przyszłość z zasiedziałą, pezetpeenowską machiną. Może wtedy w gazetach przestaną się wreszcie pojawiać zdjęcia zblazowanych piłkarzy palących papierosy w przerwie między treningami i historie o prokuratorskich śledztwach w polskiej piłce. A futbol wreszcie będzie przedmiotem narodowej dumy, a nie maszynką do zarabiania pieniędzy dla panów dyrektorów od sportu.