Triumfatorem ostatnich godzin wydawał się być lider SLD Grzegorz Napieralski, który pokazał, że bez niego nie da się w tym parlamencie niczego załatwić. Ale i on nie będzie się z tym triumfem zbytnio obnosić. Bo wprawdzie telewizja publiczna kierowana przez permanentnie zagrożoną upadkiem ekipę Urbańskiego jest dla każdej opozycji wygodniejsza niż rządy na Woronicza ludzi Platformy. Ale części lewicowych wyborców trudno będzie wytłumaczyć doraźną wspólnotę interesów ze znienawidzonym PiS.

Reklama

Kaczyńscy są o tyle zwycięzcami tej rozgrywki, że najsłabszy, poddany największej presji Urbański jest dla nich wygodniejszy niż przechwytujący władzę nad TVP nominaci PO. Bracia nie grają już dziś o telewizję mocno zaangażowaną po stronie PiS - tak było przed rokiem, kiedy rządzili, ale nie teraz. Oni grają o "Wiadomości" czy "Panoramę", które nie będą ich atakować. Za to warto było płacić już wcześniej wygórowaną cenę - na przykład, robiąc sztandarowym publicystą TVP antypisowskiego do białości Tomasza Lisa. I warto też pokokietować szczerego postkomunistę Napieralskiego.

PO poniosła prestiżową porażkę, ale nie klęskę. Dlaczego wcześniej nie zrobiła więcej, aby dogadać się z lewicą? Dlaczego drażniła ją zapisami symbolicznie nie do strawienia dla żadnej opozycji (podporządkowanie władz mediów publicznych ministrowi skarbu!). Początkowo być może z czystej pychy i na skutek nieudolności posłów, którzy się medialną tematyką z ramienia partii zajmowali. Ale później chyba i dlatego, że wielu polityków PO zwątpiło w sens szybkiego sukcesu. Symboliczne były tu wypowiedzi samego Donalda Tuska, który od nowych przepisów umożliwiających szybkie zawładnięcie telewizją wręcz się dystansował. PO, choć przegrana, nie wychodzi na tym finale beznadziejnie. Prezes Urbański nie jest trwale bezpieczny, będzie więc niezbyt groźny dla rządzących, a platformersi mogą sobie do woli narzekać na złych PiS-owców "fałszywie pokazujących w telewizji dokonania rządu". I na dziwną spółkę Kaczyńskich z Napieralskim. Aż do kolejnego targu z lewicą.

Tak naprawdę najbardziej ucierpiały zasady. Bo nieprzypadkowo finał rozegrał się w nocy. Główni aktorzy grali o najwęższe partyjne interesy. Nikt nie spróbował wysłać Polakom jednego czytelnego sygnału, jak uzdrowić publiczne media.