Tak brzmiałoby też najkrótsze podsumowanie historii o Lechu Kaczyńskim, szczycie brukselskim i Monice Olejnik. Oto prezydent prowokowany przez wszystkich posłów Platformy Obywatelskiej razem i każdego z osobna zachowywał promienny uśmiech, anielską cierpliwość i podziwu godną wyrozumiałość. Zupełnie jak nie on. Wszystko byłoby jak ze snu pałacowego PR-owca, gdyby nie zupełnie niesprowokowany wybuch po wywiadzie z Moniką Olejnik. Prezydent co prawda twierdzi, że nie powiedział tego, co mu się przypisuje, a kwiatki wysłał "na wszelki wypadek", ale nikt mu już nie chce wierzyć. (Ja zresztą też nie, ale moja wiara i jak najgorsza ocena tego wydarzenia nie ma tu nic do rzeczy)

Reklama

Oto naprędce zwołane konsylium w składzie Żakowski, Baczyński, Najsztub i Bratkowski już uznało, że mamy do czynienia z szaleńcem, który czym prędzej powinien ustąpić. Istotnie, w tym zacnym gronie znalazł się pewien uznany specjalista od szaleństwa, ale nie jego opinia była tu najważniejsza. Oto zadziałał znany mechanizm: Kaczyński swym występem przykrywa Tuskowe "Prosić, to ty sobie możesz", rozkręca się afera, każdy polityk PiS jest odpytywany, czy Lechowi zdarzały się wcześniej jakieś napady i czy to dobrze, że TVP nie poświęciła całego wydania "Wiadomości" na zrelacjonowanie tego. Czekam z niecierpliwością na serial dokumentalny w TVN 24, a odpowiednio zainspirowany reżyser Piwowski pewnie już kręci film. Prezydenta zdążyli potępić Reporterzy bez Granic, a w rankingu wolności mediów Polska plasuje się na poziomie Mauretanii.

No dobrze, przyjmijmy, że każdy nacisk władzy wykonawczej na dziennikarzy jest skandaliczny i groźny. Ale czy aby na pewno każdy? Kilka miesięcy temu służby specjalne zatrzymały i bez żadnego nakazu zrewidowały ekipę TVP. Niedługo potem zatrzymany został znany dziennikarz śledczy. Czy tuzy dziennikarstwa żądały dymisji szefa ABW i wyjaśnień od jego zwierzchnika - premiera Tuska? A jeśli nie żądały, to czemu?

Pewien konserwatywny publicysta opowiadał mi kiedyś, jak to ważny polityk PiS, jego przyjaciel, miał do niego pretensje. "Jak zrobimy coś złego, to zaraz nam to wytkniecie. Nawet jak pochwalicie, to jednocześnie ganiąc, bo boicie się łatki propagandzistów. Oni mają łatwiej. Ich dziennikarze swoich zawsze obronią" - żalił się. No cóż, taka już ich natura - można by go pocieszyć. Ale wasza też, panie pośle.

Reklama