Co roku staje ci ona, nieboga, wobec rzeczywistości zapiekle antyzimskiej. Nadchodzi zima, bo nadejść musi, żyjemy wszelako w Europie Północnej, a nie na Gibraltarze. Choćby jednak nie wiem jak cicho stąpała, polskie media podnoszą krzyk, jakby napadł na nas lodowcowy Dżyngis-chan. Minus cztery? „Są pierwsze ofiary mrozu”. Minus osiem? „Śmierć czyha na każdym rogu! Minus osiem w Suwałkach!”. Mróz trwa trzeci dzień? „Zima nie daje za wygraną”. Śnieg? „Zima atakuje nocą”. Drugi dzień pada? Naprawdę?! „Śnieżyca pochłania kolejne połacie kraju”. I nieśmiertelne: „Gigantyczne korki na polskich drogach. Zimo, pozwól żyć...”.
Mógłby ktoś pomyśleć, że naprawdę media nie pamiętają, że zima jest u nas odwieczną porą roku. Informacje na temat zimowej pogody utrzymane są w tonacji komunikatów z frontu: tam zawiało, tam napadało, tam ścisnęło, a na rubieżach doszło do zmasowanego ataku wszystkich rodzajów broni: napadało, ścisnęło, zawiało i jeszcze pociemniało („Szok! Noc trwa dłużej niż dzień... Udręczeni ludzie tracą wiarę w zwycięstwo...”). Kiedy prezenterzy wiadomości przechodzą z lekkiego, swobodnego tonu, którym opowiadali o np. manewrach wojsk koreańskich, w ton poważny, nacechowany troską o Polskę, możemy być pewni, że przejdą właśnie do zapowiedzi pogody. Pogody, która w tym roku – jak mówi klasyk – nas nie rozpieszcza.