Jarosław Kaczyński, prezes PiS, komentując kształt budżetu na 2011 rok, przestrzegł przed groźnym zadłużaniem państwa i zapowiedział w przyszłym roku prawdziwą ofensywę ekonomiczną. PiS ma prezentować projekty ustaw i pomysły na gospodarkę. Zainteresowanie się ekonomią głównej partii opozycyjnej, a przede wszystkim jej presja na rząd, by zmniejszał deficyt i dług, byłyby dla państwa błogosławieństwem. Rząd PO – PSL wyraźnie boi się podejmować odważne decyzje w obawie przed zdyskontowaniem tego przez wyborczych rywali stawiających na populistyczne hasła.
Do tej pory opozycja nie była w stanie nic sensownego zaproponować i chyba niekoniecznie chciała. W Sejmie nie ma więc poważnej debaty ani o budżecie, ani o reformach. Inne sprawy skupiały ostatnio uwagę polityków: śledztwo smoleńskie, sprawa krzyża na Krakowskim Przedmieściu czy powstanie dwóch nowych partii. Co najwyżej kilku ekonomistów straszyło długiem, tyle że nikt nie traktował ich poważnie, bo nie stoi za nimi żadna partia. A bez tego siła przebicia jest mizerna. Minister finansów Jacek Rostowski mógł sobie z nich kpić, porównując do londyńskiej atrakcji turystycznej, czyli chodzącego od 40 lat po tamtejszych ulicach człowieka z transparentem „Koniec nadchodzi”.
Końca świata nie widać, ale ewolucję poglądów prezesa PiS tak. „W słowie mamy od dwóch lat w Polsce oszczędności budżetowe. W czynach mamy potężny pakiet stymulacyjny. Wszystko dzieje się kosztem zadłużania państwa i co za tym idzie społeczeństwa. Przyjdzie dzień rozliczenia tej sytuacji. To może być dzień dla polskiej gospodarki niezwykle trudny” – wieszczył kilka dni temu Jarosław Kaczyński.
Święte słowa. Gwoli kronikarskiej skrupulatności przypomnijmy tylko, że politycy PiS jeszcze przed dwoma laty mówili dokładnie co innego, domagając się pobudzania gospodarki wydatkami i obniżania podatków, np. VAT na żywność. Mieliśmy zamiast recepty oszczędnościowej wybrać tę, „którą stosuje cały świat”. Oj, dopiero mielibyśmy teraz deficyt...
Reklama
Wizja działań gospodarczych prezentowana przez Jarosława Kaczyńskiego podczas ostatniej kampanii prezydenckiej też nie nastrajała optymistycznie. Mogliśmy się nasłuchać o Polsce solidarnej, kompromitacji ideologii liberalnej na świecie, ale gwoździem programu było straszenie prywatyzacją szpitali.
Kto mógłby wykuwać gospodarcze pomysły PiS? Tu partia ma problem. Najbardziej liczący się jej ekspert Zyta Gilowska zasiada w Radzie Polityki Pieniężnej. Prezes Kaczyński może jednak sięgnąć po ekonomistów skupionych niegdyś wokół nieżyjącego prezesa NBP Sławomira Skrzypka. Tylko że poglądy mają oni różnorodne, łączył ich tylko radykalizm.
Istnieją dwa rodzaje ryzyka związanego z ekonomiczną ofensywą PiS. Partia zaproponuje karkołomne pomysły na walkę z długiem i deficytem w stylu premiera Węgier Viktora Orbana. Drugie niebezpieczeństwo to porzucenie haseł walki o zdrowe finanse publiczne, kiedy się okaże, że Polacy specjalnie tym się nie przejmują, a bardziej opłaci się postraszyć ich prywatyzacją szpitali.