W obu wypadkach rozpamiętujemy śmierć przywódców, ale jakże różne wzbudza ona emocje. Rocznica smoleńska jątrzy, rodzi podejrzenia o zdradę, narodowe zaprzaństwo. Beatyfikacja odwrotnie, oczekiwaliśmy jej w spokoju i jedności. Wyniesienie Jana Pawła II na ołtarze to nie tylko potwierdzenie jego świętości w wymiarze religijnym, ale także wielkości w sensie politycznym oraz osobistym. Papież był człowiekiem niewiarygodnego sukcesu. Okazuje się, że potrafimy to jednak docenić.
Kiedy przycichł ból i szok po katastrofie, Smoleńsk zaczął płodzić demony, rozum zamilkł. Pojawiły się teorie o użyciu broni paliwowo-powietrznej, świadomym naprowadzaniu pilotów przez kontrolerów ku katastrofie, rozpylaniu helu. Jedne podejrzenia i spekulacje przeczyły drugim, ale nie przeszkadzało to budować z nich pozornie logicznych ciągów przyczynowo-skutkowych. Niezależnie od tego, które mity akurat dominowały, przesłanie było jedno: zostaliśmy skrzywdzeni. Przez Rosjan, MAK, władze Rzeczypospolitej. Poczucie to zdominowało debatę publiczną. Nawet ci polemiści, którzy próbowali używać argumentacji racjonalnej, musieli odnosić się do logiki irracjonalnej i dawali się wciągać w wojnę pozorów. Wynoszenie pod niebiosa krzywdy jest wprawdzie typowe dla naszej nacji, ale to oznaka słabości, a nie siły. Smoleńsk stał się emanacją polskiej niemocy. Obóz smoleński to obóz bezsiły. Słabości i narzekania. Czy słyszeli Państwo choć raz z jego strony argument, że najlepszym antidotum na rosyjską dominację byłoby zbudowanie efektywnej gospodarki i stworzenie silnej armii? Nie, bo to kosztuje, wymaga wyrzeczeń. Lepsze od czynów są wszak jęczenie i żale.
Papież wynoszony właśnie w Rzymie na ołtarze zaprzecza tej postawie. Godność i siła. Sukces. Konsekwentne „nie” wobec komunizmu i społecznej niesprawiedliwości. Niestrudzone pielgrzymki – najlepszy chwyt PR Jana Pawła II – podczas których budował swój autorytet i zaufanie mas do Kościoła. Peregrynował do krajów komunistycznych – komunizm upadł, odwiedzał Amerykę Południową i Środkową – odrzuciła dyktatury i postawiła na demokrację. Stało się tak nie tylko dzięki niemu, ale odegrał w tych wydarzeniach wielką rolę. Jeśli Polska miałaby wskazać swoich herosów, byłby jednym z największych. Jeśli świat zawdzięcza komuś, że jest inny, może nawet lepszy niż przed 1978 r., kiedy kolegium kardynalskie wyniosło go na Stolicę Piotrową, to właśnie jemu.
Zwycięski, stanowczy, a przy tym spokojny i po ludzku dobry. Skoro nie możemy obyć się bez mitów, nie wybierajmy patologii, klęski i frustracji, postawmy na wielkość oraz sukces. Jan Paweł II pokazał nam, jak zwyciężać. Polacy nie są narodem upokorzenia, jęczenia. Nasz rodak zostaje wyniesiony na ołtarze między innymi po to, by dać nam przykład, jak żyć. I zwyciężać, a nie ciągle przegrywać.
Reklama