Michał Karnowski, Piotr Zaremba: Kolejni szefowie MSWiA twierdzili, że z perspektywy ich resortu widać szczególnie dobrze polskie państwo. Co widzi z tego wielkiego gmaszyska Grzegorz Schetyna?
GRZEGORZ SCHETYNA: To rzeczywiście mikrokosmos - odpowiadam i za relacje rządu z Kościołami, ale i za program dla świadków koronnych. Każdy szef tego resortu miał pokusę być superministrem. Ja mam poczucie, że wiele mogę. Ale nie chcę "szarpać cuglami”.
Rokicie chodziło o pewną twardość rządu wobec różnych lobbies: zdemoralizowanych urzędników, rozwielmożnionych korporacji.
Polską szarpać się nie da. Ona ma dziś dojrzałe elity. Może bardziej dojrzałe niż w 2004 r., kiedy Rokita użył określenia "szarpać cuglami". Sensowna władza musi znaleźć porozumienie z ludźmi samorządów. Niektóre z nich mają takie środki finansowe i pozycję równą władzom małych krajów europejskich.
Co pan im oferuje?
Wielką reformę, którą przedstawimy 28 maja w Dniu Samorządu. Skończył się czas polityki uprawianej w warszawskich gabinetach i kawiarniach. Bezpośrednie wybory wójta, burmistrza i prezydenta miasta wykreowały nową elitę. Ale ta elita ma za mało narzędzi prawnych do działania i za mało środków do dyspozycji. Chcemy na przykład wzmocnić województwa.
To znaczy?
Wojewoda będzie przedstawicielem rządu kontrolującym przestrzeganie prawa, ale nie zarządzającym. Większość swoich zadań przekaże na rzecz marszałka województwa. Towarzyszyć temu będzie reforma systemu wyborczego zbliżająca władzę do obywateli. Radni do sejmików i rad powiatowych muszą być wybierani wszędzie w wyborach jednomandatowych. Myśleliśmy nawet o bezpośrednich wyborach starosty. Nasz koalicjant PSL tego na razie nie chce.
Jakie uprawnienia utraci wojewoda na rzecz władz samorządowych?
Nie będzie się już zajmował opieką społeczną, ochroną środowiska, rolnictwem. To mają być zadania marszałka województwa. Sejmiki wojewódzkie są dziś dużo lepsze, sprawniejsze, bardziej kompetentne niż kilka lat temu. Wtedy polityk LPR mógł zostać przewodniczącym sejmiku dolnośląskiego w wieku 25 lat. W ogóle go nie zwoływał, bo nie miał pojęcia, jak się czymś takim kieruje. Dziś tym sejmikom można w pełni zaufać. Dać im pieniądze i możliwości działania.
Idziecie w tym usamorządowieniu bardzo daleko. Na przykład oddanie sejmikom wojewódzkim władzy nad regionalną telewizją publiczną może oznaczać swoiste uwłaszczenie na niej lokalnych elit. Pan wie, że kontrola opinii publicznej nad władzami samorządowymi jest o wiele mniejsza niż nad władzą w Warszawie.
Mam więcej zaufania do samorządów niż panowie. Czy przez kilkanaście lat zarządzania teatrami przez samorządy w Warszawie i innych miastach zdarzyło się, żeby dyrektorem teatru został funkcjonariusz partyjny? Ale publiczne media regionalne chcemy zabezpieczyć przed pokusą, tak aby rzecznik prasowy marszałka nie został szefem miejscowej telewizji. Chcemy tę władzę podzielić. Stworzyć wspólne rady nadzorcze regionalnych stacji radiowych i telewizyjnych - ale z udziałem przedstawiciela ministra skarbu czy Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. I dofinansowywać te media z Funduszu Misji Publicznej - pod warunkiem że w najlepszym czasie antenowym będą nadawały lokalne informacje i audycje o tematyce regionalnej: sportowe, kulturalne. Najpoważniejszym dowartościowaniem samorządów jest jednak przekazanie im szpitali.
Dochodzimy do największej obawy związanej z tą reformą. Wielu boi się, że władze samorządowe jako właściciele pójdą na skróty i wybiorą szybką prywatyzację.
Są różne metody, aby nie pozwolić samorządom iść na skróty. Można na jakiś czas uznać spółki, którym przekazywane będą szpitale, wyłącznie za operatorów - zarządzających. Właścicielem majątku pozostanie samorząd - wojewódzki czy powiatowy. Wszystko będzie zależało od decyzji radnych podejmowanych jawnie i przejrzyście. Chcemy rozwiązać problem zadłużenia szpitali, a powołanie spółek zarządzających ma zapobiec ich ponownemu wpadaniu w długi. Proszę zwrócić uwagę, że dzisiaj odpowiedzialność dyrektora za złą sytuację szpitala jest praktycznie żadna. Inna jest kodeksowa odpowiedzialność członków organów spółek. Majątek publiczny zasługuje na to, żeby zarządzali nim ludzie najlepsi i odpowiedzialni.
I nie będzie momentu, gdy przykładowa rada powiatu powie: sprzedajemy?
Ale rada powiatu to przecież nie jest szajka, co to sprzeda szpital tajemniczemu oferentowi, którzy przyjedzie limuzyną z workiem pieniędzy. To są ludzie wybrani, stojący w obliczu ponownego werdyktu wyborców. Oni mogą podjąć decyzję ryzykowną, ale będą się z niej rozliczać przed mieszkańcami. Rząd Tuska szpitali nie sprzeda.
Wy je tylko oddłużacie, a więc ułatwiacie ewentualną sprzedaż.
Spółki operatorskie uniemożliwią natychmiastową sprzedaż. Będzie czas na przemyślane decyzje. Ale oczywiście musimy zaufać samorządom. Samorząd przecież wcale nie musi chcieć sprzedać szpitala. W Legnicy - w moim okręgu wyborczym - oddłużyli szpitale, skonsolidowali je i nie myślą o sprzedaży.
Zgoda, dziś wydaje się w służbie zdrowia pieniądze, za które nikt nie odpowiada, bo nie jest właścicielem. Ale nad tą reformą unosi się duch posłanki Beaty Sawickiej. Na słynnej taśmie ujawnionej przez CBA przed wyborami ona zapowiadała taki scenariusz: będzie komunalizacja szpitali i wówczas będzie też okazja do wzbogacenia się, do przekrętów. Gdy wszystko, co mówiła, zostanie odtajnione, okaże się, że opowiadała bzdury niemożliwe do realizacji. Powtarzam: my nie prywatyzujemy szpitali. My je oddłużamy. Dzięki naszym działaniom ukrócony zostanie proceder patologicznego handlu długami szpitali.
Jeśli będziecie równie skuteczni jak w przygotowaniu ustaw reformujących służbę zdrowia, to już powinniśmy zacząć się bać.
Przesadzacie.
Wydawało nam się, że reforma służby zdrowia to wasz priorytet. Tymczasem okazało się, że projekty, które przygotowała Ewa Kopacz, nadają się do kosza. Ustawa o dodatkowych ubezpieczeniach zdrowotnych odwołuje się do nieistniejącej ustawy o koszyku usług gwarantowanych. Te wszystkie pomysły utkwiły w komisji, opozycja się z was śmieje, a mieliście pchnąć reformę usług zdrowotnych przez Sejm, bo tak szybciej.
Nie chcę oceniać innego ministra. Każdego z nas ocenia tylko premier Tusk.
Zastępuje pan premiera.
Zastępuję go podczas jego nieobecności w kraju. Szukamy pomysłu na służbę zdrowia. Otwieramy szuflady po naszych poprzednikach i nic w nich dobrego nie znajdujemy. W Ministerstwie Infrastuktury wychodzimy z zaległości narosłych w ciągu ostatnich 15 lat. Poprzedni dyrektor Generalnej Dyrekcji Dróg nie potrafił nawet sporządzić dobrej inwentaryzacji. Musimy mieć czas, żeby to wszystko chwycić w ręce. Rządzenie to nie to samo co gadanie z ław opozycji.
Może nic nie zastaliście w szufladach poprzedników, ale powinniście coś znaleźć we własnych. Pani Kopacz była ministrem zdrowia w gabinecie cieni PO. Nic nie przygotowała?
Ja nigdy nie narzekam, nie rozpaczam, tylko staram się rozwiązywać problemy. MSWiA działa jak bardzo sprawna maszyna.
To my na was narzekamy.
Ja przygotowałem swój program reformy administracji i samorządu w pół roku.
A my pytamy o reformę służby zdrowia. To miał być wasz priorytet, a już nie jest. Boimy się, że z pana pakietem może być tak samo.
Minister Kopacz będzie można odpowiedzialnie ocenić, gdy przygotuje wszystkie projekty. Ale czy nie widzicie w naszej dzialalności konkretów? Nie dostrzegacie choćby programu prywatyzacji przedsiębiorstw rozpisanego na miesiące, na nazwy konkretnych firm.
Dostrzegamy, ale mamy wrażenie, że premier Tusk jednego dnia wyjmuje z kieszeni karteczkę i zapowiada jakiś program, innego wyjmuje inną karteczkę i zapowiada inny program. Czy wreszcie coś przeprowadzicie od początku do końca?
Przyszedłem do swojego resortu i od pierwszego dnia wiedziałem, że chcę zrobić reformę - decentralizację państwa. Znalazłem do tego odpowiednich ludzi, z Michałem Kuleszą na czele, i pojechaliśmy do przodu. Obiecałem pół roku temu, że propozycje będą gotowe do końca maja i tak się stanie.
A inni ministrowie nie pojechali?
Różnie. Minister Grabarczyk wymienił tydzień temu szefa Generalnej Dyrekcji Dróg, bo z tym, który był, nic nie dało się zrobić. Można to było zrobić wcześniej. Ale uczymy się i tak szybciej niż inni.
Minister skarbu Aleksander Grad, odnosząc się do waszego projektu "komunalizacji szpitali", powiedział w radiu, że kampania wyborcza miała swoje prawa. I wywołał burzę.
Źle powiedział. Powiązał komunalizację szpitali ze sprawą Sawickiej. Powinien powiedzieć zgodnie z prawdą, że rząd Tuska nie będzie prywatyzował szpitali.
Ale będzie ułatwiał prywatyzację. To gra słów. My was nawet rozumiemy, że tak dbacie o słowa, bo prywatyzacja szpitali źle się kojarzy. Ale czasem warto powiedzieć prawdę.
Ja zawsze mówię prawdę. Komunalizacja nie jest prywatyzacją. My wierzymy w radę powiatu i w sejmik wojewódzki, a PiS nie wierzy. Oni w swojej antysamorządowej fobii naprawdę są przekonani, że zaufanie dla samorządów to coś złego.
A nie jest tak, że Grad się zapomniał, bo poczuliście się zbyt pewnie? Minister pochwalił się, że nie mówiliście prawdy. A premier przyznał się do palenia trawki.
Niech pan nie demonizuje niezręczności Grada. A co do wypowiedzi Donalda Tuska - on po prostu otworzył się w wielogodzinnych rozmowach. Takim jest człowiekiem: ufnym i otwartym dla ludzi. Reszty dopełniła akcja promocyjna książki prowadzona przez "Newsweek". Ze zwykłej wzmianki o trawce uczyniono chwytliwe hasło.
Ma pan o to pretensję?
To nie ma znaczenia, czy ja mam pretensję. Obowiązkiem polityka jest się pilnować.
Tusk się nie pilnował?
Mówił swobodnie i otwarcie o czasach młodości. Najwyraźniej był to błąd.
Szczerość w polityce to grzech?
Niektórzy tak uważają, że to błąd.
Nie przyszedł do pana ktoś z policji i nie powiedział: panie ministrze, będzie nam teraz trudniej walczyć z dilerami narkotyków w liceach. Sam premier ich rozgrzeszył.
Zamknął ten temat krytyką brania narkotyków.
A pan palił w młodości trawę?
Nie, nigdy.
To może pan powinien być premierem?
Przestańcie, panowie (śmiech).
Wróćmy do samorządów. Mówi pan, że PiS im nie ufa. A ze strony krytyków, także i lewicy, padają przykłady pośpiesznej komercjalizacji rozmaitych usług przez samorządy.
Tylko jaka jest alternatywa? Kto ma się zajmować przykładowymi przedszkolami na osiedlu. Rząd z Warszawy?
Pan może przeceniać samorządy. My upieramy się: kontrola opinii publicznej nad organami samorządowymi jest dużo mniejsza niż nad rządem.
Proszę pojechać na sesję dowolnej rady gminy i zobaczyć, jakie gorące dyskusje towarzyszą wydawaniu każdej złotówki. Samorządowcy muszą być blisko ludzi. Są jeszcze wolne media, i regionalne, i lokalne. Ktoś, kto je zawiedzie, może przepaść w kolejnych wyborach.
Rady powiatu są daleko od ludzi, ale są też daleko od najsilniejszych mediów. I nie tworzą wokół siebie żadnej wspólnoty.
Więc trzeba je wzmocnić, dać im więcej pieniędzy. Niech przejmują majątek po Agencji Mienia Wojskowego - to zarówno samorządy wojewódzkie, jak i powiatowe. Niech wezmą odpowiedzialność za powiatowe ośrodki restrukturyzacji i modernizacji rolnictwa, które dzielą europejskie pieniądze. I niech się stają realną wspólnotą. My skądinąd chcemy liczbę powiatów zmniejszyć, znikną najbardziej sztuczne, podmiejskie. I chcemy, żeby najmniejszy powiat był okręgiem wyborczym do sejmiku wojewódzkiego. Każdy powiat będzie miał swoją reprezentację w samorządzie wojewódzkim.
Gdy reforma Kuleszy zlikwidowała małe województwa, powstało dużo regionalnych kwasów, złych emocji. A pan znów wkłada kij w mrowisko, zapowiadając tworzenie wokół największych miast tak zwanych metropolii.
Regulacje w zakresie zarządzania metropolitalnego to standard w krajach cywilizowanych. Chodzi o to, żeby wielkie miasto i mniejsze ośrodki wokół niego mogły prowadzić w pewnych sprawach wspólną politykę. Najprostszy przykład: powinno być tak, by bilet na komunikację miejską w Warszawie był ważny i w pociągu do pobliskiego Otwocka.
Czyli prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz ma rządzić Otwockiem?
Nie będzie wszechwładnego metropolity. Będzie mechanizm uzgadniania decyzji między prezydentem wielkiego miasta i burmistrzami tych mniejszych. Tyle że ten pomysł od razu wykorzystano politycznie. Ci z największych miast, na przykład z aglomeracji śląskiej, zaczęli zabiegać o to, żeby metropolii było jak najmniej.
A ile będzie metropolii?
Ja chcę żeby było ich 12: Kraków, Śląsk, Wrocław, Poznań, Łódź, Warszawa, Bydgoszcz z Toruniem, Szczecin, Trójmiasto, czyli Gdańsk, Białystok, Lublin, Rzeszów.
Jeden z nas jest z Olsztyna. Dlaczego nie Olsztyn?
Ocenialiśmy stopień skomplikowania aglomeracji wokół miasta, poziom rozwoju.
A co takie metropolie zyskają?
Możliwość szybszego rozwoju i poprawę jakości usług dla obywateli. Wszystkie te ośrodki będą razem silniejsze, więc będzie im łatwiej pozyskiwać środki, choćby unijne.
Ale czy mniejsze miasta zostaną z czasem wchłonięte przez największe?
Nie. Powiedziałbym nawet, że ustawa metropolitalna uchroni mniejsze ośrodki przed ekspansją ze strony dużych miast. W ustawie chcemy zabezpieczyć małe ośrodki przed zdominowaniem przez najsilniejszego. Pracujemy nad wymyśleniem odpowiedniego trybu podejmowania wspólnych decyzji. Gwarantuję, że pani Gronkiewicz-Waltz nie będzie przesądzała sama o inwestycjach pod Wołominem.
Nie boi się pan, że ci, którzy nie dostaną się do ekskluzywnego grona, poczują się zdegradowani? Choćby ten Olsztyn.
Ależ on będzie z pewnością aplikować w pierwszej kolejności, następna w kolejce będzie Częstochowa. My nikomu nie zamykamy drogi.
Ma pan jakąś nazwę dla swojej reformy?
Trzeci krok. Pierwszym była reforma samorządowa w 1990, drugim - stworzenie dużych województw i powiatów w 1998. Ten będzie ostatecznym przekazaniem władzy ludziom.
A warunkiem tego przekazania jest ostateczne zmarginalizowanie wojewody?
Siła wojewody nie bierze się z ponad 300 ustaw opisujących jego kompetencje. Chcemy, żeby rzeczywiście skupił się na tym, co ważne dla państwa: na bezpieczeństwie i zarządzaniu kryzysowym, a nie prowadził - jak dzisiaj - ośrodka doradztwa rolniczego pod Płońskiem. Moim marzeniem są przenosiny urzędów marszałkowskich do wielkich siedzib urzędów wojewódzkich. Bo to tam będzie biło prawdziwe serce województwa.
Zredukujecie urzędy wojewódzkie. O ile?
Wiele wydziałów przejdzie wraz z zadaniami z urzędów wojewódzkich do urzędów marszałkowskich.
Kiedyś mówiliście, że taka reforma to okazja do oszczędności. A pan chce przenosić biurokrację z budynku do budynku.
Oszczędności będą. Ale z drugiej strony w tych urzędach potrzeba najlepszych specjalistów. Na przykład od budowy dróg.
Tym samym żegnamy ostatecznie tanie państwo.
Jestem przeciwnikiem wyrzucania pieniędzy w błoto. Czytałem, że Kazimierz Ujazdowski, minister rządu PiS, jeździł do Senegalu, aby uzyskać poparcie dla Wrocławia jako gospodarza EXPO. Nie zgadzam się na to, żeby państwo płaciło za takie wyjazdy.
Mówi pan o groszowych oszczędnościach. Rozbudziliście nadzieję na radykalnie tańszą, lżejszą machinę państwową.
My naprawdę oszczędzamy na administracji. Jeśli chcemy zlikwidować 20 proc. ambasad, to już nie są groszowe oszczędności. Zarazem pamiętajcie - władzy publicznej doszły nowe zadania, głównie związane z rozdzielaniem unijnych środków.
Dlatego właśnie żegnamy tanie państwo.
Władza musi pilnować, żeby sama była tania. Ale urzędnik musi być kompetentny i skuteczny.
Kiedyś mówiliście o likwidacji pozabudżetowych agencji i funduszów, dziś wspominacie o skasowaniu jednej agencji: mienia wojskowego.
Także o przekazaniu wojewódzkich ośrodków restrukturyzacji i modernizacji rolnictwa powiatom. One będą nimi lepiej administrować niż scentralizowany moloch. Ale czy trzeba je kasować? Wolałbym, żeby zdecydował o tym marszałek województwa, bo jeśli dzięki nim będzie można komputeryzować szkoły... to powinny zostać. Jestem zwolennikiem likwidacji Wojskowej Agencji Mieszkaniowej i rozmawiam o tym z MON. Każdy wojskowy powinien dostać do pensji dodatek na wynajęcie mieszkania. Po co te masy urzędników Agencji, którzy załatwiają innym mieszkania, sprawdzają kaloryfery.
Agencji rolnych już pan nie ruszy, bo to domena waszego ludowego koalicjanta?
Chcemy oddać powiatom mienie Agencji Nieruchomości Rolnych Skarbu Państwa. Ale wiele tych agencji jest potrzebnych do rozdzielania unijnych pieniędzy. Sam namawiałem kiedyś, żeby zlikwidować agencje. Teraz jestem ostrożniejszy.
Kiedy został pan ministrem, musiał pan egzekwować wykonanie najprostszych poleceń grzęznących gdzieś w zakamarkach budynku. A jednak zapowiada pan przywrócenie służby cywilnej. Tym samym kreuje pan na powrót urzędniczą korporację, w dużej mierze niezależną od woli rządu.
Ja nie chcę sterować urzędnikami. Chcę, żeby dobrze robili swoją robotę.
Jeśli pan nie będzie mógł ich zwolnić, to jak pan ich zmusi, żeby dobrze pracowali?
Do mojego resortu ściągam najlepszych ludzi. A nie będę ich miał, jak nie zapewnię im minimalnego komfortu. W kancelarii premiera odkrywam całe generacje urzędników zatrudnionych przez kolejne ekipy według jakiegoś dziwnego klucza, na pewno nie jest nim kompetencja. Są jak warstwy z kolejnych er geologicznych. A ja chcę mieć normalnych fachowców z rynku, a takich bez służby cywilnej nie znajdę.
Mówił pan już o braku refleksu ministra Grabarczyka. Ma pan receptę na budowę dróg?
Staramy się pomóc ministrowi Grabarczykowi, nowy szef Generalnej Dyrekcji Dróg jest obiecującą postacią, a my wszyscy prostujemy błędne decyzje często sprzed wielu lat. Chcę wprowadzenia w kwestii dróg czegoś w rodzaju stanu wyjątkowego. Nie będzie zgody na budowanie najdroższych autostrad w Europie. Będziemy gotowi na wszystko, żeby do tego nie dopuścić.
Brzmi groźnie. Czyli na co?
Nawet na zerwanie umowy koncesyjnej i budowę drogi środkami z budżetu.
Poniesiecie ogromne koszty.
Ale jeśli mniejsze niż te, które generuje koncesariusz? Taki radykalny krok może się opłacać. Deklaruję, że do maja przyszłego roku będziemy wiedzieli, kto i gdzie buduje jaką autostradę. I jak one będą finansowane. Czy przez system bramek czy na przykład przez winiety.
Chce pan iść drogą Marka Pola?
Nie chcę nakładać podatku na wszystkich kierowców jak Pol. Chodzi o system winiet uprawniających do jeżdżenia po autostradach. Boję się, że system bramek u nas się nie przyjmie. A jak widzę, że we Francji pracownicy bramek na autostradach ustawicznie strajkują... Już sobie wyobrażam te straszliwe kolejki.
Z tego wynika, że zajmuje się pan w tym rządzie wszystkim.
Pomagam wtedy, kiedy życzy sobie tego premier Tusk. W sprawie celników też pomagałem, choć oni podlegają Ministerstwu Finansów.
A pomagał pan ABW i prokuraturze w wysyłaniu funkcjonariuszy do domów współpracowników Antoniego Macierewicza?
Nie. Ale wiem, że już w marcu tego roku prezydent i premier poznali szczegóły tego postępowania.
Ale czy wiedzieli o tym, że wyślecie do członków komisji weryfikacyjnej funkcjonariuszy ABW.
Sprawa była i jest na tyle poważna, że można było wyciągnąć i takie wnioski.
Poprzedniej ekipie zarzucaliście, że działa w stylu dawnych służb. Nie widzi pan w takich rewizjach, jak ta w domach panów Szewczyka i Bączka, taniej demonstracji siły?
To z pewnością nie była pokazówka, bo my nie wysłaliśmy kamer, żeby te rewizje filmować. Ale obiecuję: wyjaśnimy wszystko opinii publicznej.
Jako zastępca premiera odpowiedzialnego za służby już pan powinien to wyjaśniać.
Bondaryk i Ćwiąkalski przedstawią komplet informacji komisji sprawiedliwości. Ale niech panowie dadzą czas prokuraturze na przedstawianie zarzutów.
Podobało się panu zatrzymanie i przeszukiwanie dziennikarzy przez funkcjonariuszy ABW?
Stało się niedobrze, a pierwszym błędem był brak zabezpieczenia rewidowanych obiektów przez ABW.
Ale potem policja powiedziała: nie ma przekroczenia prawa, a panowie z ABW wzięli sprawy w swoje ręce. I zajęli się poszturchiwaniem dziennikarzy.
Powtarzam: stało się źle.
Rozumiemy, że z weryfikacją funkcjonariuszy WSI możemy się ostatecznie pożegnać.
Przecież wiecie panowie, że Janowi Olszewskiemu robota nie pali się w rękach. Ta komisja niewiele zrobiła.
Zwłaszcza w sytuacji, gdy długi czas nie dopuszczano jej podobno do archiwów.
Proszę was o jedno: nie przedstawiajcie nas jako obrońców WSI, bo to nieprawda. Doprowadziliśmy do likwidacji WSI i to są fakty.
Ostatnio ogłosiliście nawet, że nie jesteście zwolennikami lustracji. Szef klubu PO Zbigniew Chlebowski powiedział, że nie ma sensu jej przeprowadzać w tej kadencji. A w poprzedniej krzyczeliście głośniej od PiS, że otworzycie komunistyczne archiwa.
Chlebowski tak powiedział? Nie wiem, na jakiej podstawie. W rządzie jeszcze o tym nie rozmawialiśmy. Ja nadal uważam: trzeba otworzyć całe archiwa.
To niech pan otworzy. Wystarczy napisać jednozdaniową ustawę.
To wymaga decyzji rządu i koalicji PO - PSL. Ja za tym będę z całą pewnością. I zapewniam: wspieram IPN, jak tylko mogę.
Przecież pan jest najpotężniejszym ministrem. To pan decyduje.
Decyzje podejmuje premier Tusk. Jestem tylko członkiem jego autorskiego rządu
A zajmuje się pan wszystkim: od celników po autostrady.
Czuję się odpowiedzialny za nasze obietnice złożone Polakom. I zachęcam innych ministrów, żeby też się czuli.