Spotkanie miało odbyć się w sobotę w Genewie. Ale najpierw marszałek Sejmu Bronisław Komorowski nie zgodził się na sfinansowanie podróży polskiej ekipy. W składzie Szwajcarów nie doszukał się parlamentarzystów. "Tam byli tylko jacyś radni" - bagatelizuje minister sportu Mirosław Drzewiecki. "To niedouczenie, bo jedną z izb parlamentu w Szwajcarii tworzą właśnie radni" - śmieje się poseł Tomasz Garbowski z Lewicy, który miał grać w Genewie.
Kluby parlamentarne postanowiły sfinansować podróż posłów piłkarzy z własnych kieszeni. Ale wówczas pojawił się nowy problem. W piątek po południu z wyjazdu zrezygnowali szef MSWiA Grzegorz Schetyna i Drzewiecki. Ponieważ grać miały drużyny rządowo-parlamentarne, Szwajcarzy odwołali mecz i poczuli się obrażeni. "To niepoważne, przecież zawsze mogliśmy być choćby kontuzjowani" - obrusza się Drzewiecki. Dlaczego ministrowie nie pojechali? "Premier nam zabronił. Po jego powrocie z Peru było dużo pracy, a sobota nie jest dla nas dniem wolnym jak dla posłów" - tłumaczy się Drzewiecki.
Ale posłowie opozycji mają swoją teorię w związku z nagłymi rezygnacjami członków rządu. "Donald Tusk po złośliwych komentarzach dotyczących <słońca Peru> doszedł do wniosku, że taki wyjazd mógłby nie posłużyć jego ekipie" - dywaguje Garbowski.