PiS chciał zadawać pytania do projektu ustawy o komercjalizacji i prywatyzacji. Ale marszałek Bronisław Komorowski na to nie pozwolił, tłumacząc, że nie przewiduje tego regulamin Sejmu. To rozsierdziło Jarosława Kaczyńskiego. Zażądał przerwy. Ale ten wniosek przepadł. Właśnie wtedy PiS opuścił salę obrad.

Reklama

Prezes Prawa i Sprawiedliwości tłumaczył potem, że dotąd sejmowym zwyczajem posłowie mogli dopytywać się o szczegóły ustawy, o której za chwilę mieli decydować. Teraz marszałek Komorowski stłamsił opozycję - przekonywał Kaczyński.

"Już raz mówiłem, że on się nie nadaje na marszałka" - mówił o Komorowskim prezes PiS. Wyliczał wady polityka PO, wśród nich - "nieznośne rezonerstwo".

Kaczyński zastrzegł jednak, że PiS wróci do sali. Bo nie odmówi sobie przedstawienia wniosku o wotum nieufności dla ministra finansów Jacka Rostowskiego.

"Chcemy wyjasnić, dlaczego to właśnie odwołania ministra finansów się domagamy. Bo czego jak czego, ale kandydatów do wotum nieufności w tym rządzie nie brakuje. Minister Kopacz walczy tu o złoty medal z ministrem Ćwiąkalskim" - szydził prezes PiS.

Szef klubu PO Zbigniew Chlebowski zarządził na dziś wśród posłów Platformy dyscyplinę głosowania nad wnioskiem o odwołanie ministra finansów. Część polityków była wczoraj w Wiedniu na meczu Polska-Austria. Dziś jednak wszyscy stawili się w Sejmie.

"Nikt się nie zagubił na lotnisku ani nie utknął na granicy" - mówi dziennikowi.pl Grzegorz Dolniak, wiceszef klubu parlamentarnego PO. Przyznaje jednak, że po politykach widać zmęczenie, a oczy mają "podkrążone" i "na zapałki". "Widać długo opłakiwali porażkę" - żartuje Dolniak.