Polska chce ugrać na szczycie dwie rzeczy. Po pierwsze przesunięcie z 2013 do 2019 r. terminu wprowadzenia opłat za pozwolenia na emisję dwutlenku węgla. Po drugie stworzenie funduszu solidarności. Bogate państwa miałyby się składać na te, które tak jak Polska najbardziej ucierpiałyby na nowych rozwiązaniach.

Reklama

Szczegóły i strategia negocjacyjna były uzgadniane przez rząd do ostatniej chwili. Nie wykluczone, że trwały jeszcze na pokładzie samolotu, który Donald Tusk i Lech Kaczyński nieoczekiwanie razem polecieli do Brukseli.

Premier w tarapatach

Dzień zaczął się dla premiera wyjątkowo pechowo. Rejsowy samolot linii "Bussels Airlines" miał awarię i został uziemiony na lotniku Okęcie. W obozie Donalda Tuska zapanowała panika, bo kolejny bezpośredni samolot z z Warszawy do Brukseli był dopiero o 16.00. Szczyt rozpoczynał się godzinę wcześniej.

Pomocną dłoń wyciągnął do premiera prezydent: zaproponował, że weźmie go do Brukseli ze sobą. "Jesteśmy gotowi zabrać delegację premiera na pokład tupolewa, którym do Brukseli leci Lech Kaczyński. Samoloty się psują, o czym mogło się przekonać ostatnio wielu polskich polityków" - mówił DZIENNIKOWI prezydencki minister Michał Kamiński.

Premier - który do tej pory powtarzał, że Lech Kaczyński nie powinien jeździć na unijne szczyty - zdecydował się przyjąć zaproszenie. Samolot z obu politykami jednak spóźnił się na otwarcie szczytu.

Linie "Brussels Airlines" informują, że samolot ma "drobną usterkę techniczną".