"Robię to niechętnie, wbrew mojemu zasadniczemu przekonaniu, by w sprawach politycznych nie posługiwać się sądem, ale nie mam wyjścia!" - napisał polityk PO. Co go tak uraziło? Palikot twierdzi, że kilka tygodni temu tygodnik zamieścił nieprawdziwą informację o tym, że prowadzi działalność deweloperską w okolicach Łazienek Warszawskich.
"Chociaż wiele razy oświadczałem, że nie prowadzę już działalności gospodarczej i wszystkie swoje firmy sprzedałem, to jak mantra wraca głoszona co pewien czas - ustami jednego z wrogów politycznych - insynuacja, że coś tam i gdzieś tam robię" - twierdzi Palikot. Poseł pisze, że początkowo nie reagował, sądząc, że "głupia plotka umrze śmiercią naturalną, ale tak się nie stało".
A na dodatek, jak uzasadnia, "Gazeta Polska" zasugerowała, "iż osoba pełniąca do niedawna obowiązki dyrektora w Łazienkach to mój kumpel, powołany w celu ułatwiania mi interesów - dlatego muszę zdecydowanie interweniować w przekonaniu, że miarka pobłażliwości się przebrała" - oświadczył Palikot. Od tygodnika zażądał sprostowania i zadośćuczynienia finansowego za "istotną szkodę” na swoim wizerunku, którą oszacował na półtora miliona złotych