Ekshibicjonizm Kazimierza Marcinkiewicza zaskoczył nawet polityków, którzy dobrze go znają.
"Wiedzieli, co się dzieje, ale byli w szoku po tym, jak to wszystko zrobił" - mówi jeden z nich. Dlaczego były premier postanowił rozwodzić się na łamach tabloidów? W Platformie dominują dwie interpretacje. "Musiał rozbroić tę bombę, żeby za jakiś czas na nikim nie robiło to już wrażenia" - mówi jeden z polityków tej partii. Zdaniem innego z naszych rozmówców, zaangażowanego w kilka kampanii wyborczych PO, Marcinkiewicz chce wykreować nowy wizerunek. "Nowoczesnego faceta, celebryty. Za pół roku się okaże, czy przestał być atrakcyjny dla ludzi. Przecież oni mogą to kupić jako romantyczną historię pod hasłem: poświęcił wszystko dla miłości.
Wysocy rangą politycy Platformy unikają komentarzy na temat rozwodu Marcinkiewicza. Grzegorz Schetyna stwierdził wczoraj rano w Radiu Zet, że to prywatne sprawy byłego premiera. Niemal identycznie wypowiedział się szef klubu PO Zbigniew Chlebowski: "Kwestie prywatne nie wpływają na moją ocenę Marcinkiewicza. Cenię go za kompetencję i to, co zrobił" - mówił Chlebowski.
>>>Dlaczego Marcinkiewicza nie będzie na listach PO
Czy zatem Marcinkiewicz nadal może liczyć na współpracę z Platformą? Od kilku miesięcy pojawiały się informacje o tym, że były premier będzie lokomotywą wyborczą PO w Warszawie do europarlamentu. On sam zapowiedział, że w lutym będą znane szczegóły jego "tajnej umowy" z Platformą. Spekulacje przeciął wczoraj sam Tusk: "Były premier prosił, żeby nie brać go pod uwagę przy układaniu list" - oznajmił.
Chwilę później Marcinkiewicz tłumaczył DZIENNIKOWI: "Taką rozmowę odbyliśmy już pół roku temu. Ale umówiliśmy się, że władze PO ogłoszą to opinii publicznej."
Kto ma rację? Schetyna przyznał wczoraj, że jest pewne "porozumienie co do współpracy w przyszłości". "Marcinkiewicz to osoba z wielkim doświadczeniem w pracy rządowej i polityce polskiej" - mówił.
Jakie mogły być plany wobec osoby byłego premiera? Według Radia RMF były premier mógł włączyć się w kampanię prezydencką Tuska i jednocześnie wejść do rządu. Jeśli na jego czele stanąłby Schetyna, Marcinkiewicz mógłby dostać tekę szefa MSWiA.
"Rozpatrywano różne scenariusze" - mówi nam ważny polityk PO. "Myśleliśmy na przykład o tym, że Marcinkiewicz może być szefem kampanii prezydenckiej albo zostać wicepremierem" - przyznaje.
Ale pojawiał się także wariant jeszcze poważniejszy - wynika z informacji DZIENNIKA. Marcinkiewicz miał bowiem grać na to, żeby ponownie zostać premierem. Taki scenariusz dopuszczano też, choć czysto teoretycznie, w PO. Jeśli na przełomie 2009 i 2010 Tusk będzie miał wyraźną przewagę nad konkurentami w wyścigu o fotel prezydencki, to premierem na pewno zostanie Schetyna. Ale gdyby poparcie mocno spadło, przydałby mu się na chwilę jakiś popularny premier. "No i Marcinkiewicz byłby odpowiedni, a do tego marionetkowy" - mówi jeden z prominentnych polityków PO.
>>>Marcinkiewicz zdradza kulisy rozwodu
Wszystko wskazuje, że to już jednak historia. Były premier od kilku miesięcy coraz bardziej irytował Tuska i Schetynę swoimi roszczeniami. "Prowadził swoją gierkę, chciał być blisko nich, ale nie przyjął żadnej poważniejszej propozycji" - mówi jeden z naszych rozmówców.
Dlatego Tusk i Schetyna zaczęli się odnosić do byłego premiera coraz bardziej ironicznie. "A to, co się dzieje teraz, to jest jego polityczny koniec. Zmarnotrawił już cały swój kapitał, jakim był jego pozytywny wizerunek" - kwituje polityk PO.