Dla Jarosława Kaczyńskiego jest jasne, że sprawą powinien zając się prokurator. A Joachim Brudziński tłumaczy, że firma Misiaka już w październiku ubiegłego roku "węszyła", jak zarobić na stoczniowcach. W tym czasie trwały jeszcze rozmowy rządu z UE na temat przyszłości funkcjonowania polskich stoczni.

Reklama

>>> Umowa z firmą Misiaka będzie rozwiązana

"Jeśli PiS ma podejrzenia, to niech zgłasza sprawę od prokuratury" - mówi DZIENNIKOWI wiceszef klubu PO Grzegorz Dolniak. I zarzuca Jarosławowi Kaczyńskiemu obłudę. "Bo to rząd PiS i brak działania ministra Jasińskiego doprowadziły stocznie do upadku". Dolniak twierdzi, że PiS podbija bębenek, zamiast pomóc w trudnym momencie sprzedaży stoczni. Ale jak ma podejrzenia, to zawsze może zawiadomić prokuraturę, albo CBA, na którego czele stoi Mariusz Kamiński.

A PiS zadaje pytania. "Jak to się stało, że niemieckie stocznie mogą dostawać publiczne dotacje, a francuska wręcz została znacjonalizowana. Tymczasem polskie stocznie muszą zostać sprzedane, a stoczniowcy zmienić zawód. Jak budowniczy okrętów z trzydziestoletnim stażem ma nagle zostać psim fryzjerem?" - pytał się Joachim Brudziński.

Zasugerował też, że rząd PO daje zarobić swoim politykom na kryzysie. "48 mln zł na aktywizację zawodową stoczniowców miały być w całości przekazane na ten cel, teraz okazuje się że 10 proc. tej kwoty miało trafić na konta firm realizujących te szkolenia" - mówił Brudziński.

>>> Rządowy samolot dla narzeczonej Misiaka

"To dlatego specustawa o stoczniach była na siłę przepychana przez parlament, a rząd rozmawiając ze związkowcami na temat przekształceń stoczni, straszył ich, że przed świętami nie dostaną wypłat" - podkreślił Brudziński.

"To wszystko pachnie wielką aferą" - podsumował prezes PiS Jarosław Kaczyński.