"Sprawa ta została umorzona. Policjant Schmidt - o ile dobrze pamiętam nazwisko - miał zły dzień. Powiedział, że nie chodziło mu o dziurę w odbycie, tylko o <Arschtag>, czyli gów... dzień." - powiedział Nelli Rokia w wywiadzie dla "Wprost Light". "Ja wyraźnie słyszałam <Arschloch>. Nie tylko słyszałam, ale byłam świadkiem, jak przez cały czas pokrzykiwano na mojego męża..." - dodała.

Reklama

>>> Rokita słoni zapłaci za kłótnię w samolocie

I ponownie wróciła do "monachijskiego incydentu". "Ktoś miał zły nastrój i ten nastrój się rozprzestrzeniał. To było jak kula śniegowa. (...) My byliśmy w świetnych humorach. Wracaliśmy z krótkiej wycieczki do Wenecji. Kupiliśmy tam wspaniałe kapelusze Borsalino... Może stewardesa miała do nas żal, że zlekceważyliśmy jej zły nastrój. Ona w ogóle nie miała poczucia humoru" - powiedziała posłanka PiS.

Co się wydarzyło w samolocie?

Do incydentu na monachijskim lotnisku - w wyniku którego Jan Rokita został skuty kajdankami i wyprowadzony z samolotu - doszło na początku lutego. Jak on sam opisywał całe zdarzenie?

Reklama

>>> Kaczyński broni godności Rokity

"Mieliśmy płaszcze zimowe i kapelusze. Miejsca bagażowe nad naszymi fotelami były już pełne. Więc położyłem te płaszcze i kapelusze na jakimś wolnym miejscu i przypiąłem je paskami do siedzenia" - relacjonował dla DZIENNIKA. "Nagle stewardesa z niesłychaną agresją rzuca te kapelusze na Nelli, krzyczy coś po niemiecku, otwiera nad nami te przegrody bagażowe, które są pełne, i próbuje ze złością wepchnąć tam nasze płaszcze. Płaszcz Nelly spada. Znów go podnosi. Dociska go klapą. I odchodzi".

Reklama

Wtedy Rokita wstał, wyjął płaszcze i przełożył do innego, mniej zapchanego luku bagażowego. "Ta stewardesa znów podeszła do mnie, zaczęła krzyczeć, że tu ona rządzi, a nie ja, i że mam opuścić samolot. Potraktowaliśmy to jako żart" - opowiadał.

Po kilkunastu minutach na pokład wkroczyli policjanci. Rozkazali Rokicie opuścić samolot. Jego żona mogła zostać.

>>> Posłuchaj, jak krzyczał Jan Rokita

"Tłumaczyłem im, że nie opuszczę. Miałem przecież bilet, to był ostatni lot do Krakowa, była prawie północ, Nelli miała być rano w Sejmie" - relacjonował były poseł. "Zrzucili mnie z krzesła, bardzo boleśnie zakuli w kajdany. To były jakieś koszmarne niemieckie kajdany. Nawet bezpieka miała lepsze, bardziej wygodne" - opowiadał.