W maju DZIENNIK napisał, że przez opieszałość Pałacu Prezydenckiego aż dziewięciu zagranicznych ambasadorów nie może rozpocząć pracy w Polsce. O jakich ambasadorów chodziło? Od marca 2008 r. na przyjęcie przez prezydenta czekał przedstawiciel Zambii. Najkrótszy staż w gronie oczekujących miał dyplomata gambijski, który gotowość do złożenia listów uwierzytelniających zgłosił w marcu tego roku.
>>>Idzie Polak do ambasady, a tam... Czesi
"To bardzo poważne zaniechanie i złamanie dyplomatycznego obyczaju. Ta procedura powinna trwać co najwyżej kilka tygodni, a nie kilkanaście miesięcy" - mówili nasi rozmówcy z MSZ. Kancelaria Prezydenta tłumaczyła, że problem jest wyłącznie techniczny. Z dziewiątki oczekujących dyplomatów aż ośmiu na stałe urzęduje w Berlinie.
Zgodnie z kanonami dyplomacji ambasador nie może funkcjonować na terenie danego państwa jako pełnoprawny dyplomata, dopóki nie przekaże na ręce króla bądź prezydenta oficjalnego listu polecającego ze swojego kraju.
Skąd brała się zwłoka? "Prezydent nie ma czasu i trudno uzgodnić wspólny termin z ambasadorami oraz są zaniedbania po stronie Kancelarii Prezydenta. Biję się w pierś" - mówił w maju w Radiu Zet ówczesny szef kancelarii Piotr Kownacki. Dodał, że "ambasadorowie są biedni", ale myśli, że „jakoś sobie radzą”. Ale już w słynnym wywiadzie, po którym stracił stanowisko, stwierdził, że zaniedbanie to wina prezydenta. "To nie wynika z chaosu, ale z wielkiej niechęci Lecha Kaczyńskiego do oficjalnych ceremonii" - stwierdził.