Gdy przyszły lider toruńskiego okręgu PiS był jeszcze skromnym włocławskim radnym, zdarzyło mu się raz zasiąść za kierownicą po kilku głębszych - informuje "Gazeta Pomorska". I miał pecha. 4 sierpnia 1999 roku zatrzymali go włocławscy policjanci.

Reklama

Alkomat wykazał, że Łukasz Zbonikowski miał we krwi prawie 0,8 promila alkoholu. Gdyby wówczas obowiązywały dzisiejsze, zaostrzone przepisy w tym względzie, za taki stan upojenia alkoholowego kara byłaby o wiele surowsza. Bo byłoby to już przestępstwo, nie wykroczenie.

Wtedy jednak obowiązywało łagodniejsze prawo - przypomina "Gazeta Pomorska". Łukasz Zbonikowski stanął przed kolegium ds. wykroczeń, które skazało go na 450 zł grzywny i pozbawienie prawa jazdy na 7 miesięcy.

"To rzeczywiście wpadka młodości. Alkohol, kontrola, grzywna, zatrzymanie na jakiś czas prawa jazdy. Przyznaję, to był mój błąd młodości. Teraz wiem, że zbliżając się do samochodu nie wolno nawet powąchać alkoholu" - zapewnia w rozmowie z DZIENNIKIEM Łukasz Zbonikowski.

Reklama

Szef zarządu głównego PiS Joachim Brudziński dziś w RMF FM przysięgał, że nie miał pojęcia o całej sprawie i przyznał, że gdyby wiedział o wybryku Zbonikowskiego, nie dałby mu "jedynki" na toruńsko-włocławskiej liście wyborczej.

"Jeszcze dziś zadzwonie do posła Joachima Brudzińskiego i opowiem mu o wszystkim" - zapewnia Zbonikowski w rozmowie z DZIENNIKIEM. Czy spodziewa się jakichś konsekwencji? "Na jakiej podstawie miałbym być znów karany? Przecież to historia sprzed lat" - mówi poseł PiS.

Zapewnia też, że nie można łączyć tamtego zdarzenia ze sprawą cypryjską. "To pomówienie i nie można tych spraw wiązać. Teraz próbuje nam się jeszcze wcisnąć jakiś alkohol" - stwierdził Zbonikowski.