Nie od dziś wiadomo, że bycie wicepremierem to niezła fucha! Zwykły śmiertelnik za wynajęcie limuzyny musiałby zapłacić około 600 zł - przypomina "Fakt". Wicepremier rządowym BMW może się rozbijać na koszt podatników i to z obstawą. Nic więc dziwnego, że wraz ze swoją urodziwą małżonką wybrał się na ślub i wesele partyjnego kolegi Radosława Pardy do zamku na Dolnym Śląsku.
W sumie w sobotę Giertych przejechał przeszło tysiąc kilometrów! Wcześniej był bowiem w Zielonej Górze, gdzie ogłosił amnestię dla tych, którzy oblali maturę. Na reakcję nie musiał długo czekać. Posypały się na niego gromy. Nic więc dziwnego, że postanowił odreagować na przyjęciu, na którym nikt nie ośmielił się o nim powiedzieć złego słowa.
Właśnie mieli powiedzieć sobie sakramentalne "tak", gdy pod kościół z piskiem opon zajechały dwie rządowe limuzyny. Ksiądz przerwał odczytywanie słów przysięgi, a goście wstrzymali oddech. Gdy z jednego z samochodów wysiadł wicepremier Roman Giertych, a z drugiego agenci BOR, para młoda przestała być w centrum uwagi. Giertych lubi brylować. Szkoda, że za publiczne pieniądze - pisze "Fakt".
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama