"Delegat" miał dostęp do najwyższych hierarchów Kościoła, samego Lecha Wałęsy i najważniejszych spraw opozycji w czasach, gdy rodziła się "Solidarność". Wśród raportów, jakie napisał dla SB, jest m.in. opis wizyty delegacji "Solidarności" w Watykanie w styczniu 1981 roku. Skład tej delegacji dobierał Wałęsa - ujawniła wczoraj "Rzeczpospolita".

Reklama

"Prześliznął mi się mimo wszystko człowiek, który udawał dobrego patriotę, a był agentem" - tłumaczył były prezydent. Naciskany, nie chciał powiedzieć dziennikarzom, kto był donosicielem. "Ja jestem starym politykiem, więc proszę mnie nie podchodzić, ja się w to nie bawię" - stwierdził. Kim był "Delegat" - tego nie wiedzą uczestnicy delegacji z 1981 roku - ks. prałat Henryk Jankowski i była działaczka "S" Anna Walentynowicz.

Ks. Jankowski sugeruje, że była to raczej osoba świecka. Nie wyklucza też, że "Delegat" już nie żyje. A Walentynowicz mówi: "Nie wiem, kim był 'Delegat'. Nie mogę sobie jednak wyobrazić sytuacji, aby nie było wśród nas żadnego agenta. Bezpieka pilnowała 'Solidarności' na każdym kroku, nie opuszczała nas na pięć minut" - wspomina była działaczka.

Prof. Andrzej Paczkowski z Instytutu Pamięci Narodowej zaznacza, że jeszcze się nie zdarzyło, by taki informator SB sam się ujawnił. Chyba, że został zmuszony dowodami. "Nie podejrzewam, żeby i w tym przypadku ktoś biegł i się przedstawiał, że to on jest 'Delegatem'" - powiedział prof. Paczkowski.

Reklama