Minister sprawiedliwości grzmi, że rozprawi się z przestępcami, a prokuratorzy i sędziowie robią mu wyraźny afront.

Przykładów nie trzeba szukać daleko. Wczoraj Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa zwolnił z aresztu bandytów oskarżonych o rozbój na dzieciach rosyjskich dyplomatów w lipcu 2005 r. i zmienił środek zapobiegawczy na dozór policyjny. Mężczyźni brutalnie pobili i okradli swoje ofiary. Za czyny, o które są oskarżeni, mogą trafić za kratki nawet na 12 lat.

"Nie może być tak, że bandyci, którzy są zagrożeniem dla zwykłych ludzi, cieszą się wolnością" - kwituje profesor prawa Piotr Kruszyński. Oburzenia nie kryje też Roger Boyes, korespondent "Timesa" na Europę Środkową. O przypadku nożownika z Gubałówki wypowiada się jasno: "Jak można było wypuścić osobę, która zraniła tyle osób? To ignorancja i pogwałcenie europejskich standardów. Ta osoba jest niebezpieczna i tak po prostu będzie sobie teraz chodzić po ulicach" - denerwuje się.

Niepochlebnie o wymiarze sprawiedliwości mówią też ci, którzy bandytów łapią, a więc policjanci. "To jak kopanie się z koniem" - mówi o współpracy z prokuraturą policjant z Pomorza."Prokurator zawsze może zrzucić winę na nas, sąd na prokuratora. Błędne koło.

Minister Ziobro, choć konsekwentnie powtarza, że nie będzie litości dla przestępców - których najbardziej boją się zwykli obywatele, a więc nożowników, rozbojarzy, gwałcicieli i pedofilów - co i rusz spotyka się z ignorancją ze strony swoich podwładnych. Prokuratorowi z Zakopanego zabrakło konsekwencji, bo choć wnioskował o areszt dla pierwszego nożownika, to dla drugiego był nadzwyczaj łagodny i ugiął się pod argumentami choroby podejrzanego i jego ojca.

Po naszych ulicach chodzą ludzie, którzy bez zmrużenia oka przy najbliższej okazji powtórzą swoje przestępstwa. Tak jak 15-letnia lublinianka, która najpierw bez skrupułów posłała koleżankę w ręce oprawców, a potem ich chroniła, a teraz znowu o mały włos nie przyczyniła się do śmierci 21-letniego studenta.









Reklama