Tomasz Butkiewicz: Czy miał pan kontakty ze Służbą Bezpieczeństwa?
Maciej Damięcki:
Nie wiem, o jaką sprawę panu chodzi. Miałem kiedyś taką przykrą historię...

Zapytam wprost: współpracował pan z SB?
Miałem taką sytuację: poszliśmy z kolegami do knajpy po przedstawieniu. Wywołał nas jakiś pan. Machnął mi przed oczami odznaką na sznurku, ja ją urwałem, zabrałem i poszedłem się bawić. Było śmiesznie, że miałem coś takiego. Na drugi dzień zadzwonił do mnie jakiś milicjant i kazał się stawić u nich, bo mam coś, co należy do ich byłego pracownika. Oddałem ją.

Reklama

Który to był rok?

Nie pamiętam. Później przychodził taki pan - ja w tamtym czasie robiłem poranki telewizyjne Pora na Telesfora - i pytał mnie, czy bym dla dzieci w szkołach nie wystąpił. I występowałem. Nawet chciał zapłacić, ale za występy dla dzieci nie brałem pieniędzy.

Pokażę panu coś. 6 kwietnia 1973 roku spotkał się pan z SB, zaraz po tym, jak milicja zabrała panu prawo jazdy za jazdę po alkoholu - podpisał pan nawet zobowiązanie do zachowania tego spotkania w tajemnicy. Oto dokumenty. Pańskie podpisy?

Ja pierniczę. Moje.

Reklama

A zobowiązanie do współpracy z 17 kwietnia 1973 roku?
No dobra. Przypominam sobie. Głupio mi było się do tego przyznać.

Dokumenty mówią że współpracował pan do 1989 roku.
To jakaś nieprawda.

Tak wynika z notatek, które sporządził Zbigniew Grabowski, pański oficer prowadzący.

Na pewno tak nie było! To jakieś przekłamanie. Wtedy w 1973 mnie złapali i powiedzieli, że jak będę współpracował, to oddadzą mi prawo jazdy. I oddali.

Reklama

Potem miał pan jeszcze wypadek.
Potem?

W styczniu 1974 roku. Na placu Konstytucji.
Możliwe, że miałem. To też pilotowali? Miałem jakiś wypadek, władowałem się w tramwaj. Ale nie pamiętam kontaktów z SB. Może chodzi o tego faceta, który mnie prosił, żebym występował w szkołach...

Esbecy napisali, że pan spotkał się z nimi 76 razy, a także przekazywał informacje telefonicznie. Co pan na to?
Słowo honoru, tak nie było. Pamiętam, że oni mnie bezpośrednio po sprawie z prawem jazdy poprosili, abym napisał coś na temat atmosfery w teatrze. To jedyne, co napisałem. Chcieli mi nawet zapłacić, ale odmówiłem.

W IPN znajduje się się meldunek od pana o tym, że w Teatrze Dramatycznym trwają próby spektaklu "Bartleby", a po premierze odbyło się przyjęcie. Opisał je pan esbekom. Pamięta pan?
To również jest informacja od pana. Może to było wtedy, gdy ten esbek mnie prosił, żebym wziął udział w spotkaniach z dziećmi. Może on mnie pytał o te sprawy.

W jakiej to było szkole?
Nie pamiętam.

Nawet po tournée w USA nic pan nie przekazywał, ulotek, które pan otrzymał od Polonii w USA? To pański charakter pisma?
To moje pismo. Ale nie pamiętam, żebym to przekazywał. Jak wracaliśmy ze Stanów, to na Okęciu mnie zatrzymali, zrewidowali i zabrali mi "Playboya".

Czy później się pan spotykał? Z dokumentów wynika, że pańskie kontakty z SB skończyły się dopiero w 1989 roku.
Jak Boga kocham, nie wiem, jak pana przekonać, ale naprawdę te opisy spotkań to jakieś bzdury. Jedyne, co mam sobie do zarzucenia, to te kontakty z lat 70. Potem się urwały i byłem z tego powodu szczęśliwy.