Wczoraj pojawiły się doniesienia, że jeżeli na szczycie nie dojdzie do porozumienia, Merkel może zwołać dodatkowe spotkanie przywódców UE jeszcze w czerwcu. To dałoby więcej czasu na znalezienie kompromisu.

Berlin raczej nie ucieknie się do ostatecznego rozwiązania: czyli przegłosowania Polski i zwołania konferencji międzyrządowej, która opracuje nowy traktat konstytucyjny (zgodnie z unijnym prawem, do rozpoczęcia rozmów wystarczy zgoda większości, a nie wszystkich państw członkowskich).

"Byłby to bardzo zły sygnał polityczny. Powstałoby wrażenie, że ktoś został skrzywdzony, a Unia nie jest zdolna do kompromisu" - mówi Stephen Bastos z Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej.

Polska nie zamierza ustępować. Prezydent Kaczyński w wywiadzie dla brytyjskiego "Timesa" po raz kolejny powtórzył, że nie wykluczamy zerwania szczytu, jeżeli przywódcy Unii nie zgodzą się na dyskusję o zmianie sposobu głosowania.

"Liczymy, że niemieckie przewodnictwo zdoła wypracować kompromis możliwy do przyjęcia przez wszystkie 27 państw UE" - mówi nam optymistycznie Andrzej Sadoś z kancelarii premiera.

Jednak na razie strategia Niemiec oraz pozostałych unijnych państw to namawianie Polski do rezygnacji ze swego stanowiska i ostrzeganie przed izolacją. Przeciw polskiej propozycji protestuje bowiem większość krajów członkowskich.

"Kanclerz Merkel nie widzi możliwości ponownej dyskusji o systemie głosowania" - oświadczył wczoraj rzecznik rządu w Berlinie Thomas de Maiziere.

W rozesłanym już w czwartek do unijnych stolic dokumencie o przygotowaniach do szczytu, Berlin wymienia tylko sześć problemów, którymi należałoby zajmować się w trakcie prac nad nowym traktatem. Ani słowem nie wspomniano o zmianie systemu głosowania. Za to uwzględniono kluczowe żądania innych państw, np. Wielkiej Brytanii, która po cichu także mówiła o możliwości zablokowania rozmów.

"Pominięcie polskiego żądania nie jest zaskoczeniem" - mówi DZIENNIKOWI Bastos. "O tak trudnej sprawie lepiej milczeć w formalnych dokumentach i próbować rozwiązać ją w trakcie poufnych rozmów z prezydentem Kaczyńskim" - ocenia.

Czy oprócz tłumaczenia Polsce, że jest osamotniona Merkel może przedstawić nam rozsądną ofertę? Zdaniem Bastosa, realistyczna wydaje się propozycja, by nieco rozwiać polskie obawy, osłabiając siłę Niemiec w systemie "podwójnej większości"; liczba głosów zależy w nim od liczby ludności.

"Można jednak wprowadzić górny pułap populacji: Niemcy nie byłyby traktowane jako 82-milionowy kraj, ale np. jako 70-milionowy" - tłumaczy ekspert. Jego zdaniem Angela Merkel byłaby gotowa przystać na taki kompromis, a Polska straciłaby jeden z głównych argumentów za zmianą metody głosowania.

"Inna możliwość to zwiększanie bezpieczeństwa energetycznego Polski" - ocenia Peter Becker z berlińskiej Fundacji Nauka i Polityka. Niemcy uczyniły już pewne gesty w tym kierunku: we wspomnianym dokumencie o przygotowaniach do szczytu stwierdzono, że w nowym traktacie UE powinien znaleźć się zapis o solidarności w polityce energetycznej. Zaś niedawno niemieckie koncerny zaproponowały Polsce dostawy gazu ziemnego za pośrednictwem niemieckiej sieci przesyłowej; Polska na razie propozycję odrzuca.

Wczoraj większość niemieckich, a także wiele mediów w innych krajach Europy, nie zostawiało na Polsce suchej nitki. Z wyjątkiem opiniotwórczego dziennika "Frankfurter Allgemeine Zeitung", który przeanalizował polską propozycję systemu pierwiastkowego i uznał ją za sprawiedliwą, większość niemieckich gazet oceniła ją jako "arbitralną" i "niedemokratyczną".