Kaczmarek godzinę po odwołaniu go ze stanowiska ministra spraw wewnętrznych postanowił zabrać głos. W krótkim oświadczeniu odparł wszystkie zarzuty, jakie postawił mu premier. Zapewnił, że to nie on jest źródłem przecieku ws. akcji CBA.

Ale zaraz przystąpił do ataku. Stwierdził, że w akcji w resorcie rolnictwa, prowadzonej przez CBŚ, jest "wiele niejasności". "W kręgu podejrzanych znajdują się również inni Ministrowie" - dodał tajemniczo.

Skąd w całej sprawie Centralne Biuro Śledcze? Otóż ta właśnie służba, która podlega szefowi MSWiA, wspomagała technicznie CBA w słynnej operacji "Lepper". Kaczmarek musiał więc mieć jakieś informacje na temat tajnej misji Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Dlatego 13 lipca został przesłuchany. Pisał o tym DZIENNIK.

Ale to nie koniec listy zarzutów formułowanych przez Kaczmarka. "Prokuratura pod kierownictwem Zbigniewa Ziobro nie ma szans na wyjaśnienie tej sprawy". Odwołany minister dodał, że trzeba powołać sejmową komisję śledczą. Tym samym poparł pomysł Samoobrony, która stworzenie komisji postawiła jako warunek trwania koalicji.

A Zbigniew Ziobro ujawnił, że składając zeznania w sprawie przecieku Janusz Kaczmarek "minął się z ustaleniami śledztwa". "Osoba, której ufałem, pojawiła się w śledztwie w sprawie przecieku" - przyznał. Dodał, że inni ministrowie nie są objęcie podejrzeniami w tej sprawie.

Były już szef MSWiA zapowiedział, że gdy tylko wróci z urlopu, zwoła konferencję prasową, na której poda szczegóły całej sprawy.

Na razie udzielił wywiadu "Newsweekowi". "Nie miałem najmniejszego udziału w przecieku o akcji CBA w ministerstwie rolnictwa. Dlatego decyzja o moim odwołaniu jest dla mnie ogromnym zaskoczeniem, zwłaszcza po mojej wczorajszej rozmowie z premierem" - powiedział.

Reklama

Jeszcze wczoraj Kaczmarek został zapewniony przez premiera Jarosława Kaczyńskiego, że pozostaje na stanowisku szefa MSWiA. W tym przekonaniu wyjechał z rodziną na urlop do Włoch. O swojej dymisji dowiedział się krótko przed ogłoszeniem decyzji przez premiera.

Jak się nieoficjalnie dowiedział "Newsweek", dymisja Kaczmarka od kilku dni wisiała w powietrzu. Według informacji tygodnika, od kilku dni były minister próbował się skontaktować z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Bezskutecznie.

Z kręgu resortu sprawiedliwości od kilku dni docierały do dziennikarzy coraz bardziej fantastyczne opowieści o okolicznościach i roli jaką miał odegrać Kaczmarek w sprawie przecieku. Były minister przyznał nam, że słyszał różne plotki i sam prosił prokuraturę o ich sprawdzenie. Jedna z nich mówiła o wspólnej kolacji byłego ministra m.in. z prezesem PZU Jaromirem Netzlem i komendantem głównym policji Konradem Kornatowskim.

Śledczy podejrzewali, że wówczas rozmawiano o akcji CBA i dzięki temu informacja dotarła do Leppera. "Nie było takiej kolacji, słyszałem tą plotkę. Sam prosiłem o przesłuchanie innych rzekomych uczestników tego spotkania" - mówi Kaczmarek "Newsweekowi".