Dyskusję wśród polityków Sojuszu wywołał też piątkowy wywiad Napieralskiego dla dziennika "Polska - The Times". "Panowie, albo nie przeszkadzacie, staracie się pomagać, albo odejdźcie, idźcie swoją drogą" - mówi Napieralski w rozmowie z dziennikiem. To słowa m.in. pod adresem Ryszarda Kalisza i Wojciecha Olejniczaka, ale i innych oponentów szefa Sojuszu w partii.
W klubie Lewicy nie wszyscy są zadowoleni ze zmian wprowadzonych w czwartek do regulaminu klubu. Zakładają one m.in., że posłowie są zobowiązani "w wypowiedziach publicznych prezentować stanowisko klubu". Po zmianach to przewodniczący klubu będzie proponował liczbę osób, które miałyby zasiadać w prezydium klubu oraz kandydatów na te funkcje, a rekomendacji na funkcję przewodniczącego klubu i wicemarszałka Sejmu będzie udzielał zarząd krajowy SLD. Dotychczas prawo proponowania liczebności prezydium klubu oraz kandydatów przysługiwało każdemu członkowi klubu.
W przeszłości - pomimo rekomendacji zarządu Sojuszu - Grzegorz Napieralski dopiero za trzecim podejściem został szefem klubu Lewicy.
Ustalono ponadto, że wybory władz klubu mają być przeprowadzane w głosowaniu tajnym, przy obecności przynajmniej połowy ogólnej liczby członków klubu. Odwołanie członka prezydium klubu może nastąpić m.in. na wniosek zarządu krajowego Sojuszu.
"Nie podoba mi się przyjęty regulamin klubu. Uważam, że jest regulaminem klubu wodzowskiego" - mówił dziennikarzom w piątek członek zarządu SLD Ryszard Kalisz. Jak podkreślił, zgłaszał swoje poprawki, ale "zostały one negatywnie zaopiniowane, najpierw przez Grzegorza Napieralskiego, a później ich nie przyjęto".
Krytyczni wobec zmian są również inni posłowie Lewicy, choć nie chcą wypowiadać się pod nazwiskiem. "To jest regulamin, który prowadzi do autokratycznego zarządzania klubem, nie dopuszcza możliwości zgłaszania kandydatów do władz klubu spoza grona, które rekomenduje przewodniczący. Ogranicza też swobodę wypowiedzi - ocenia w rozmowie z PAP jeden z pragnących zachować anonimowość posłów Lewicy.
Z kolei inni posłowie tego klubu nieoficjalnie oceniają przyjęte w czwartek zmiany jako sygnał, że Napieralski przejmuje pełnię władzy i odpowiedzialności za klub i tylko on chce mieć w nim rację.
"Regulamin mógł być wodzowski do tej pory. Teraz najważniejsze decyzje będzie podejmował nie przewodniczący, ale prezydium i cały klub" - odpiera w rozmowie z PAP zarzuty Napieralski. W jego opinii, do dyskusji i sporów politycy jego ugrupowania mają posiedzenia rady krajowej, zarządu czy klubu, a "na zewnątrz powinni być zdyscyplinowani".
Wiceszef klubu Marek Wikiński przekonuje natomiast, że zmiany wprowadzają "demokratyzację do życia wewnętrznego".
Posłowie Lewicy szeroko komentowali też w piątek wywiad Napieralskiego dla "Polski". "Mam poczucie, że działam na rzecz lewicy, działam na rzecz SLD i to, co ja robię, jest słuszne" - odpowiada na krytyczne słowa przewodniczącego Kalisz. Deklaruje, że jeśli Napieralski będzie działał na rzecz lewicy i jej rozwoju, to będzie mu pomagał.
Wacław Martyniuk - w ostatnim czasie odwołany z funkcji sekretarza klubu Lewicy z powodu, jak spekulowali nieoficjalnie politycy Sojuszu, krytycznych wypowiedzi na temat Napieralskiego - oczekuje z kolei od lidera partii, że ten "będzie łączył, a nie dzielił, przygarniał do siebie, a nie odrzucał, inspirował debatę, a nie ją dusił". "Upał, powodzenie, sukces, klęska różnie na ludzi działają i w różny sposób się przejawiają emocje" - dodaje.
Sam Napieralski powiedział z kolei, że chciałby, aby wszyscy politycy Sojuszu "wspólnie bronili własnych przekonań i idei". Jak podkreślił, wielu przeciwników SLD jest na zewnątrz, a Sojusz musi pokazać, że ma "spójny program i spójną wizję państwa". "Potrzeba wszystkich na jednym pokładzie" - zaznaczył.
Według Wikińskiego w SLD jest miejsce "dla Kalisza, dla Olejniczaka, dla Napieralskiego i dla Wikińskiego". "Musimy zbudować wielką drużynę, wszystkie ręce na pokład. Przed nami wybory samorządowe, wybory parlamentarne, wszyscy są potrzebni" - przekonywał wiceszef klubu.
Jak zauważył, na początku kampanii prezydenckiej "można było odnieść wrażenie, że niektórzy z liderów Sojuszu puszczają oko do wyborców, że Grzegorz Napieralski w tej rywalizacji nie ma szans". "Gdyby inaczej zachował się Włodzimierz Cimoszewicz (który w wyborach prezydenckich poparł kandydata PO Bronisława Komorowskiego - PAP), Napieralski przekroczyłby grubo 15 proc. poparcia" - dodał Wikiński.
Do obecnej sytuacji w SLD odniósł się też w piątek w TVN24 były premier Leszek Miller. "Bardzo się cieszę, że SLD nareszcie ma za sobą smutny okres kilku ostatnich lat, gdzie przywództwo było bez przerwy podważane i bardzo się cieszę, że Napieralski udowodnił, ze dla SLD ważniejsza jest samodzielność niż poszukiwanie jakiegoś protektoratu, jakiegoś mentora" - podkreślił były premier.