Prezes Prawa i Sprawiedliwości w wywiadzie dla Onetu zarzucił, że troje posłów PiS zginęło w katastrofie w Smoleńsku, bo Bronisław Komorowski, który wtedy pełnił funkcję marszałka Sejmu, przez swoją małostkowość nie zgodził się na przesunięcie głosowania. Jarosław Kaczyński twierdzi, że przez to Grażyna Gęsicka, Aleksandra Natalii-Świat oraz Stanisław Zająć nie mogli jechać pociągiem do Katynia, ale musieli wsiąść na pokład tupolewa, który runął na ziemię.
Wdowa po wiceministrze obrony Stanisławie Komorowskim komentując w Radiu ZET wypowiedź szefa PiS, porównała sytuację opisywaną przez niego, do tego, co spotkało jej męża. Poleciał on Tu-154 w zastępstwie szefa resortu obrony. Bogdan Klich pierwotnie miał lecieć z prezydentem Lechem Kaczyńskim, ale został w kraju z powodu choroby jego matki.
Ewa Komorowska podkreśliła, że nie uważa, by Bogdan Klich był winny śmierci jej męża.
"Myślę, że to musi być potworny ciężar na sercu Bogdana Klicha, że tak się złożyło, że poprosił mojego męża, żeby poleciał. Mówienie na ten temat byłoby dręczeniem drugiego człowieka, bo on nie jest winien śmierci mojego męża" - mówiła w stacji radiowej wdowa po wiceministrze.
"Nigdy w życiu nie pomyślałabym w ten sposób - choć wszyscy to wiedzą - miał polecieć jeden, a poleciał drugi. Jednego życie zostało w ten sposób uratowane, a drugiego stracone. Stało się" - mówiła Ewa Komorowska.