Kaczyński w ironicznym artykule porównuje Tuska m.in. do nieprzygotowanego ucznia, do samochwały z wiersza Jana Brzechwy, do rzymskiego cesarza Klaudiusza, a nawet nałogowego bywalca modnych klubów.

Tekst jest odpowiedzią na publikację Tuska, która ukazała się w miniony weekend w "Gazecie Wyborczej". Premier przedstawił w nim bilans prac swojego rządu oraz odpowiadał krytykom zarzucającym mu zbyt wolne tempo przemian w Polsce. Przekonywał też, że rząd przeprowadza głębokie reformy, a jednym z grzechów jego ekipy jest to, że nie potrafi przebić się z nimi do opinii publicznej.

Reklama

Artykuł zatytułowany "Samochwały droga przez mękę" jest - jak pisze w nim prezes PiS - "w bardzo dużej części ironiczny". "Otóż uznałem, że ironia jest najlepszą metodą - jak to się teraz mówi - dekonstrukcji napuszonego, autoreklamiarskiego, płytkiego, nielogicznego, niespójnego i często pretensjonalnego dziełka Donalda Tuska. Czegoś takiego nie mogłem potraktować zbyt serio" - podkreśla Kaczyński.

Jego zdaniem podsumowanie rządów dokonane przez Tuska sprawiało wrażenie nowej wersji powieści Jacka Londona "Martin Eden", gdzie "dzielnemu bohaterowi wiatr wiał w oczy i często miał pod górkę". Kaczyński uważa, że tekst premiera jest "połączeniem masochizmu z samochwalstwem i autoreklamiarstwem", "czasem graniczącym z megalomanią".

Jak dodał, po przeczytaniu publikacji Tuska przypomniał mu się wiersz Brzechwy "Samochwała" "o pewnej postaci, co to +zdolna jest niesłychanie, najpiękniejsze ma ubranie, jej buzia tryska zdrowiem, jak coś powie, to już powie, jak odpowie, to roztropnie, w szkole ma najlepsze stopnie+".

Według Kaczyńskiego rząd Donalda Tuska jest jak socjalizm w powiedzeniu Stefana Kisielewskiego: bohatersko pokonuje trudności nieznane pod żadnymi innymi rządami, oprócz jego własnych. Zdaniem prezesa PiS Tusk "większość problemów stworzył sobie sam, a sytuacja nie byłaby zgoła dramatyczna, gdyby zwyczajnie potrafił rządzić". "A przynajmniej gdyby wiedział, co się powinno robić będąc premierem" - dodał.

Kaczyński podkreśla, że ma wątpliwości, czy Donald Tusk dojrzał do roli szefa rządu. Dodał, że w artykule premiera nie dostrzega "głębszej myśli o Polsce, Polakach o tym, po co i dla kogo sprawuje się władzę, po co istnieją naród i państwo". "Wbrew temu co opinii publicznej wmawiają nasi polityczni konkurenci - ani ja, ani PiS nie zamierzamy podrywać Polaków do żadnego powstania. To bzdura. Doskonale rozumiemy, że Polacy chcą dostatniej, bezpiecznej egzystencji. Ale też wiemy i czujemy, że nie uciekają i nie chcą uciekać od odpowiedzialności - za siebie, rodzinę, wspólnotę, a wreszcie za naród i państwo. Polacy są naprawdę pod tym względem dojrzali" - napisał Kaczyński.

Reklama



Według niego Tusk pisze o swoim zmaganiu się z losem, bo sądzi, że "to nadaje jego postaci dramatycznego wymiaru". Jak ocenił, "wyznania" premiera wobec czytelników "GW" przywodzą na myśl dylematy Alcesta, bohatera komedii Moliera "Mizantrop". "Alcestowi wszystko się nie podoba z wyjątkiem samego siebie. Wszystkich podejrzewa o podstęp, fałsz i zdradę, podczas gdy problem tkwi w nim samym, a nawet wiele problemów, czyli pycha, upór i egoizm. Niby nie lubi świata salonów, ale w nim tkwi. Niby nie cierpi takich osób jak kokietka Celimena, lwica salonowa, ale żyć bez niej nie może. Niby nie toleruje kłamstwa, ale bez większego problemu sam się oszukuje, byleby mieć złudzenie, że jest kochany" - podkreślił.

Kaczyński porównuje też premiera do ucznia, który wyrwany do odpowiedzi, nie potrafi sobie poradzić z pytaniem i tłumaczy, że przecież się uczył. "Donald Tusk zachowuje się identycznie: często w tekście w +GW+ oznajmia, że bardzo się starał, czyli się uczył. Niestety, nie wyszło" - podkreślił.

Ocenił, że Tusk chce wzbudzać współczucie, "by potem zachęcić czytelnika do okazania zachwytu i wdzięczności". "Donald Tusk wie, że dziś społecznymi emocjami rządzą namiętności rodem z telenowel, szczególnie tych południowoamerykańskich. A tam obowiązkowa jest huśtawka emocji" - dodał.

W opinii Kaczyńskiego premier powinien mieć na tyle odwagi cywilnej, aby przyznać się do swoich błędów. Za "zdumiewające" uznał, że Tusk nie wspomina w podsumowaniu swojego urzędowania o katastrofie smoleńskiej, "czyli o wydarzeniu, które nawet za kilkaset lat będzie jedną z wielkich polskich ran". "Czy chodzi o wyparcie tego tragicznego wydarzenia, żeby razem z nim wymazać z pamięci to, co sam premier robił, a właściwie czego nie robił w tej sprawie?" - zastanawia się polityk.

"Premier, który w tej sprawie +odpuści+ sobie polski interes i zapomni, że zginął tam prezydent Rzeczypospolitej, zapłaci za to bardzo wysoką cenę. Ktoś mający dostęp do takich informacji jak szef rządu musi wiedzieć, że są sprawy, których za żadną cenę nie może +odpuścić+, nawet gdyby stanął przed bardzo trudnym, a wręcz dramatycznym wyborem. W takich sprawach sprawdza się dojrzałość do roli premiera" - ocenił prezes PiS.

W jego opinii wizja Polski wyłaniająca się z działań Tuska przypomina wizję "modnego klubu, gdzie miło spędza się czas zapominając o troskach i problemach, które zostawiło się na zewnątrz". "Do takiego klubu można wpaść, ale nie sposób tam żyć. (...) Moi młodzi rozmówcy zastanawiali się, czy Donald Tusk nie staje się takim metaforycznym nałogowym klubowiczem, który coraz słabiej dostrzega, że istnieje rzeczywistość <pozaklubowa>" - napisał prezes PiS.