"Wie pan, zastanawiałem się szczególnie przy pierwszym tekście opublikowanym w "Rzeczpospolitej", czy ten popis niesamowitej erudycji pana prezesa będzie przekonywujący dla czytelników. Później jednak uświadomiłem sobie, że jednak "Rzeczpospolita" nie trafia tak szeroko pod strzechy, jak np. "Fakt" czy "Super Express". Sądzę, że gdyby ten tekst był pisany na łamach innej gazety, byłby inny. Ale był prawdziwy" - mówi w Kontrwywiadzie RMF FM Joachim Brudziński.

Reklama

Polityk zdradza też, co Jarosław Kaczyński robił w sklepie na Okęciu, choć sam jest z Żoliborza. "Poszliśmy na rękę dziennikarzom i mediom. I dlatego wybraliśmy sklep optymalny z punktu widzenia logistycznego, ale też z punktu widzenia uśrednionej statystycznej rodziny i sklepu osiedlowego" - mówi. Według niego zakupy te miały określony cel. "Tym celem było jakby przypomnienie panu premierowi Donaldowi Tuskowi, ile za te zakupy zapłacilibyśmy wtedy, kiedy wypominał wzrost cen właśnie pan premier Donald Tusk - wtedy jako lider opozycji -ówczesnemu premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu i stąd wybraliśmy sklep, który był..." - wyjaśnia.

Brudziński uspokaja też, że nie czuje się zaniepokojony słowami prezesa o tym, że Biedronki to sklepy dla najbiedniejszych. "Nie czuję się zaniepokojony. Na osiedlu w Szczecinie na którym często bywam, właśnie została otwarta nowa Biedronka. Nie chciałbym jej reklamować, ale - tak, przyznaję, zakupy w Biedronce są o wiele tańsze od zakupów nawet w przeciętnym sklepie osiedlowym" - mówi.