Okręgi jednomandatowe w wyborach do Senatu, to szansa dla osób, które znalazły się na politycznym aucie - pisze "Gazeta Wyborcza". Według niej Chlebowski, Misiak i Ludwiczuk planują start jako kandydaci niezależni.

Reklama

"Gazeta Wyborcza" przypomina, że Tomaszowi Misiakowi zarzucano, że skorzystał na zapisach ustawy, którą sam stworzył. Jego firma Work Service otrzymała wielomilionowy kontrakt związany ze specustawą stoczniową. Misiak pracował nad nią jako szef komisji gospodarki narodowej. Z PO wystąpił dopiero po tym, jak Donald Tusk zagroził, że wykluczy go z partii.

Później jednak senacka komisja legislacyjna stwierdziła, że senator nie miał wpływu na zapisy ustawy likwidującej stocznie. Komisja uznała także, iż nie miał on także wpływu na to, że do przeprowadzenia szkoleń dla zwalnianych stoczniowców wygrała jego firma.

Teraz Misiak myśli o powrocie do PO. "Podjął już decyzję, że jeśli nie dostanie zgody na start z naszej listy, to wystartuje jako kandydat niezależny - zdradza "Gazecie Wyborczej" polityk dolnośląskiej PO.

Reklama

"Wciąż wierzę, że PO przyzna, że cała moja sprawa była dęta i osądzano mnie pochopnie. Jeśli nie, to wtedy będę się zastanawiał, co dalej" - mówi tajemniczo sam Misiak.

Bardziej skomplikowana jest sytuacja Zbigniewa Chlebowskiego, który zawiesił członkostwo PO w wyniku tzw. afery hazardowej. Na początku kwietnia prokuratura ogłosiła jednak, że afery nie było.

"Dlatego w głowie posła dojrzewa myśl, by wystartować samodzielnie do Senatu" - mówi współpracownik Chlebowskiego.

Reklama

Inny z wyrzuconych na aut polityków PO, senator Roman Ludwiczuk, przed II turą wyborów prezydenckich w Wałbrzychu, namawiał Longina Rosiaka, pełnomocnika sztabu wyborczego Mirosława Lubińskiego, kandydata lewicy, by przeszedł na stronę PO. W zamian obiecywał korzyści jemu i jego żonie.

Ludwiczuk zrezygnował z członkostwa w PO, ale podobno nadal wierzy, że partia pozwoli mu wystartować pod swoim szyldem.

"Nie podjąłem jeszcze decyzji. Muszę przekalkulować, czy nie zaszkodziłby to kandydatom PO" - mówi senator. Jego blisko znajomy ocenia, że to zwykła kokieteria. Ludwiczuk wystartuje do Senatu, by pokazać, że ludzie są za nim.