Z 51 polskich posłów do Parlamentu Europejskiego drugiej kadencji, w kolejnej ostanie się zaledwie 22. Wymiana kadr w europarlamencie to jednak na ogół nie „zastrzyk świeżej krwi”, lecz raczej stracone 2-3 lata – bo tyle nowicjuszom zajmuje zrozumienie mechanizmów tej instytucji. Co gorsza, Polska traci całe grono specjalistów w dwóch strategicznych dziedzinach: polityce energetycznej i klimacie oraz polityce wschodniej.

Reklama

Przeciętnemu politykowi potrzeba 2-3 lat na zrozumienie arkanów PE i nauczenie się funkcjonowania w tej instytucji. Kolejny rok to szansa na efektywną pracę. I wreszcie ostatni rok to kampania i przygotowania do niej. W tym miejscu, jak mało w którym innym, liczy się wiedza i doświadczenie, a co się z tym łączy kontakty. Zatem najbardziej efektywni są posłowie, którzy mają na koncie co najmniej dwie kadencje - vide najskuteczniejsi niemieccy deputowani, którzy są w stanie dla swego kraju przeforsować wszystko.

Na wymianie kadrowej stracą niestety ważne dla Polski dziedziny polityki, które były wręcz hasłami sztandarowymi tej kampanii. Polityka energetyczna - myśląc strategicznie, to nasza przyszłość. Niestety z PE żegnają się dwaj politycy, którzy najgorliwiej walczyli o możliwość wydobywania gazu łupkowego i dywersyfikację energetyczną : Bogusław Sonik z PO i Konrad Szymański z PiS. Obaj byli europosłami przez dwie kadencje i zgodnie byli oceniani jako jedni z najlepszych - czyli najbardziej pracowitych i rozumiejących polską rację stanu z naszej reprezentacji. Zajmowali się także obroną polskiego węgla i walką ze zbyt restrykcyjnie pojętą polityką klimatyczną. Teraz na placu boju pozostaną Jacek Saryusz-Wolski , Jerzy Buzek, Andrzej Grzyb (PSL) i Adam Gierek (SLD). A przecież dopiero teraz zaczyna się kształtowanie wspólnoty energetycznej i Polska musi być aktywnym, liczącym się graczem.

Jeszcze gorzej wygląda sytuacja z polityką wschodnią. W kadencji 2009-2014 mieliśmy liczne grono polityków, specjalizujących się w tym temacie. Po wyborach odpadli Paweł Zalewski, Paweł Kowal (Ukraina), Marek Siwiec, Marek Migalski, Krzysztof Lisek, Jacek Protasiewicz i Michał Kamiński . Z polityków czynnie zajmujących się polityką zagraniczną, zwłaszcza wschodnią zostaje zatem tylko Jacek Saryusz-Wolski. Biorąc pod uwagę coraz groźniejszą sytuację na Ukrainie i coraz bardziej skomplikowane relacje Unii Europejskiej z Rosją, zdziesiątkowanie tej ekipy jest strzałem w stopę, który może sprawić, że nasz głos się nie przebije.

Wśród odchodzących posłów tracimy też polityków wyspecjalizowanych w poszczególnych sektorach : m.in. rynek wewnętrzny i ochrona konsumenta (Małgorzata Handzlik, która walczyła przed dwie kadencje o uznawanie kwalifikacji pielęgniarek), pomoc humanitarna (Filip Kaczmarek), polityka obrony (ponownie Lisek i Zalewski, zostaje tylko Zemke), transport (bardzo pracowity autor tzw. pakietu lotniskowego Artur Zasada, w PE zostaje tylko Bogusław Liberadzki), czy agenda cyfrowa (Piotr Borys, który organizował też w Brukseli festiwal polskiego kina).

Z grona nowych europosłów najlepiej (przynajmniej na początku) powinien sobie poradzić Dariusz Rosati, który w latach 2004-2009 był zaliczany do grona najlepszych polskich europosłów, eurodeputowanymi wtedy byli też Anna Fotyga , Zbigniew Kuźmiuk i Barbara Kudrycka . Z kolei Andrzej Duda do Brukseli przyjeżdżał regularnie jako wiceminister sprawiedliwości.

Wypada mieć nadzieję, że nowi europosłowie będą chcieli poświęcić czas i energię na naukę parlamentarnego labiryntu. Szkoda jednak, że liderzy polskich partii lekceważą atut jakim jest doświadczenie i nasza wspólna inwestycja, jaką jest przecież przyuczenie europosłów do ich pracy (nasza jako podatników) idzie w większości na marne.