Po eurowyborczej porażce partia Ziobry traci grunt pod nogami. Solidarna Polska zdobyła niespełna 4 proc. poparcia, nie udało jej się przekroczyć progu wyborczego i wysłać do Brukseli żadnego reprezentanta.

Reklama

Z klubu parlamentarnego SP odeszli już Tomasz Górski i Ludwik Dorn, do nowopowstałego koła nie wstąpiła Marzena Wróbel. - Padła propozycja zawiązania koła poselskiego, na którą ja nie przystałam. Powodem takiej decyzji jest brak porozumienia i działania w niektórych kwestiach. Rok temu miałam dość poważny konflikt ze Zbigniewem Ziobro. Zostałam ukarana i odebrano mi funkcję wiceprzewodniczącej klubu. Pomimo zapewnień, nigdy nie wróciliśmy do rozmowy na ten temat - argumentowała Wróbel. Swoich politycznych planów jeszcze nie ujawniła, ale na tej samej konferencji wspominała, że wciąż blisko jej do PiS.

Rozwiązanie klubu oznacza, że partia nie dostanie już funduszy umożliwiających zatrudnienie prawnika w biurze, nie będzie miała do dyspozycji samochodu służbowego, może też stracić miejsce w niektórych komisjach.

Twarzą "ziobrystów" przestanie być też Jacek Kurski, który przyznał, ze bierze rozwód - z żona i polityką. - Po latach politycznego zgiełku, gonitwy i walki potrzebuję nabrania dystansu - napisał polityk w oświadczeniu. Potem dodał jednak, że zostaje w szeregach SP i trzyma kciuki za kolegów.

Kurski ma prawo być rozgoryczony eurowyborczą porażką, zdobył niewiele ponad 9 tys. głosów. Kiepski wynik wytknął mu szef partii Zbigniew Ziobro, po tym jak Kurski skrytykował go za wciąganie na listy kandydatów Tomasza Adamka.

Między liderami SP wrzało od jakiegoś czasu. "GW" opisuje ciekawą scenkę, jak w czasie wieczoru wyborczego, na który Ziobro się spóźnił asystentka Kurskiego powitała go gorzkimi słowami: - Pan pozwoli, że pogratulujemy tchórzostwa, że nie był pan jak zwykle na czas. Na szczęście nie wszyscy na pana czekali - powiedziała do szefa SP.

Sam Ziobro robi z kolei dobrą minę do złej gry i przekonuje, że następnym etapem będzie walka o fotel prezydenta.