Decyzja o tym, że Andrzej Duda zostanie kandydatem PiS na prezydenta miała zapaść kilka tygodni temu - podaje tygodnik "Wprost". Gdy Zyta Gilowska odmówiła prezesowi startu z powodów zdrowotnych, Jarosław Kaczyński postawił na byłego współpracownika swego brata. Ta decyzja nie spodobała się byłemu rzecznikowi - Adamowi Hofmanowi. Chodził i mówił, że to jest papierowy kandydat, że się nie nadaje i on mu kampanii robić nie będzie - mówi informator tygodnika. Zresztą z badań wynikało, że wśród sympatyków PiS, Andrzej Duda jest jednym z najmniej rozpoznawalnych polityków - wyprzedzał go choćby profesor Piotr Gliński.
Cała akcja miała wyglądać na dobrze przygotowaną - z jednej strony marsz prezydenta, z drugiej zamieszki i na tym tle miał się pojawić wyważony człowiek - Andrzej Duda. Nikt jednak nie przewidział afery samolotowej. Część mediów uznała więc, że ogłoszenie tej kandydatury to próba naprawienia wizerunkowych strat i przykrycie partyjnych problemów. Podobnego zdania jest część polityków PiS. Kto to wszystko wymyślił. Nieudolne przykrycie Hofmana, samo przykryte przez race z marszu, to wszystko wygląda desperacko - mówi jeden z rozmówców tygodnika. Ogłoszenie tego w taki dzień, kiedy Komorowski jest gwiazdą i gospodarzem własnego marszu, przed wieczorem, kiedy nikt nic nie wie, nie ma tam żadnych kamer, relacji na żywo? No masakra po prostu - stwierdza drugi.
Sztabowcy przyznają, że afera z trzema politykami PiS zaszkodziła całej prezentacji. Hofmana nie przykrywaliśmy, bo Hofmana nie dało się przykryć. Zaszkodził nie tylko wyborom samorządowym, ale i tej starannie przygotowanej prezentacji - tłumaczą. Te wyjaśnienia nie docierają do partyjnej wierchuszki. To jakiś żart? Jeśli faktycznie planowali to wcześniej, to po aferze madryckiej powinni natychmiast przełożyć. Teraz nikt nie uwierzy, że to nie desperacka przykrywka. To jeszcze gorzej wróży - gorzko podsumowuje jeden z polityków tej partii.