W minioną środę poseł PiS Dominik Tarczyński nagrał telefonem komórkowym, to co działo się na sejmowej sali. Agnieszka Pomaska próbowała zabrać głos, ale wtedy w jej kierunku poleciały komentarze. M.in. "Siadaj na miejsce, babo jedna", "zejdź z tej mównicy, bo zaraz ci pomogę" czy "zjeżdżaj babo".
Spotkałam się z dwiema falami hejtu. Pierwsza nastąpiła w styczniu, po głosowaniu Rady Europy, w którym poparłam przeprowadzenie debaty na temat funkcjonowania instytucji demokratycznych w Polsce, W internecie pojawił się niemal powszechny hejt. Pod moim adresem znacznie intensywniejszy, niż spotkał posła Halickiego, który głosował tak, jak ja. Część na pewno była zorganizowana. Na moim profilu na facebooku pojawiło się około tysiąca takich samych komentarzy wysyłanych przez osoby z całego świata. Jeden z użytkowników napisał do tych osób i okazało się, że one nie wiedzą o tych wiadomościach. Wysyłał je automat kierowany przez trolla internetowego - opowiada Pomaska "Gazecie Wyborczej".
Posłanka PO mówi też, że otrzymywała groźby karalne. Ujawnia, że wtedy zwróciła się do niej ABW.
Grożono mojej rodzinie i mnie. Na przykład, że zostanę powieszona. Dostałam wtedy propozycję ochrony ze strony Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Śledztwo trwa, jeden z autorów gróźb pracuje z spółce państwowej - dodaje Pomaska.
Druga fala internetowego hejtu spadła na posłankę PO, kiedy w maju gdańska radna PiS Anna Kołakowska w reakcji na podarcie przez posłankę PO projektu uchwały o suwerenności Polski, napisała na jednym z portali społecznościowych: Trzeba to coś złapać i ogolić na łyso. Platforma złożyła w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury.