Czarnecki wyjaśnił w czwartek w Telewizji Republika, że Parlament Europejski pierwszy raz w historii skorzystał z - jak to określił - "kruczka regulaminowego", który "stwierdzał, że głosy wstrzymujące będą liczone do kworum, ale już nie będą liczone przy obliczaniu 2/3 koniecznych do odwołania".
Zdaniem europosła taki tryb głosowania zadecydował o odwołaniu go ze stanowiska. - Gdyby zgodnie z wykładnią wcześniej przyjętą przez konferencję przewodniczących te głosy jak zawsze, normalnie były liczone, czyli głosy wstrzymujące i głosy przeciw razem, a głosy za odwołaniem osobno, no to dalej byłbym wiceprzewodniczącym europarlamentu - podkreślił.
Widocznie przeciwnicy Polski bardzo dobrze potrafili policzyć te nastroje i te szable w europarlamencie, skoro tak precyzyjnie, tym "kruczkiem regulaminowym" odjęli głosy wstrzymujące, które, jak podkreślam jeszcze raz, mogły decydować i by zdecydowały, że to stanowisko dalej by piastował Polak - ocenił Czarnecki.
Dopytywany, czy będzie się odwoływał od decyzji PE, zaznaczył, że poważnie to rozważa. - Taka sprawa będzie ciągnąć się latami, ona ma charakter bardziej taki honorowy. Natomiast na pewno dalej jako polski, podkreślam - polski europarlamentarzysta będę służył mojemu krajowi - dodał Czarnecki.
"Parlament stanowi w sprawie tego wniosku (dot. odwołania - PAP) większością dwóch trzecich oddanych głosów, stanowiącą większość całkowitej liczby posłów do Parlamentu" - brzmi zapis art. 21 regulaminu. Służby prasowe PE podkreślają, że skoro mowa jest o "oddanych głosach", to te wstrzymujące się nie są brane pod uwagę.
Czarnecki podkreślał w środę w telewizji wPolsce.pl, że "do tej pory odpowiedni artykuł Parlamentu Europejskiego mówił, że w sytuacji impeachmentu potrzeba dwóch trzecich głosów spośród wszystkich głosujących w danym momencie posłów do Parlamentu Europejskiego".