Polityk odniósł się w ten sposób do okoliczności zabójstwa prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, który w sobotę pochowany został w gdańskiej Bazylice Mariackiej. We wpisie zamieszczonym po południu na Facebooku prezydent stolicy wezwał do tego, by każdy dokonał w związku z ostatnimi wydarzeniami rachunku sumienia, a także do namysłu "nad językiem i treścią naszej debaty politycznej". "Piszę te słowa do polityków (do siebie też - pro memoriam), dziennikarzy, ale również wszelkiej maści komentatorów politycznych - mniej lub bardziej profesjonalnych. Najważniejsze pytanie, które się dziś nasuwa, to pytanie o to, czy będziemy w stanie wyjść poza uproszczenie (a niekiedy szambo) polskiego Twittera i naprawdę ze sobą porozmawiać" - podkreślił polityk.
Zastrzegł jednocześnie, że nikt nikomu nie odbiera prawa do krytyki, nawet ostrej. "Czym innym jest jednak krytyka, a czym innym próba dzielenia i chłostania oponentów językiem (dzielenia na rozmaite kasty, sorty, ale także watahy czy mohery). Czymś jednak jeszcze zupełnie innym - najgorszym, najbardziej trującym, a przede wszystkim najbardziej niebezpiecznym - jest język, który ma przeciwników odczłowieczyć, obedrzeć z godności, a nawet postawić poza nawiasem polskiej wspólnoty" - napisał Trzaskowski, zauważając przy tym, że tego typu "próby całkowitego delegitymizowania i odczłowieczania oponentów politycznych" są fenomenem stosunkowo nowym i ostatnio przybrały wyjątkowo na intensywności.
Jako przykłady "prawdziwej trucizny" w polskiej debacie publicznej prezydent stolicy wskazał w tym kontekście takie zabiegi, jak "ubieranie polityków strony przeciwnej w mundury SS, pasy szahida, portretowanie ich niosących trumny z logiem swojej partii, wieszanie portretów na szubienicach, wystawianie politycznych aktów zgonu czy antysemickie animacje".
Prawdziwą trucizną - przekonywał - "nie są emocjonalne epitety, ale wyrachowane wypowiedzi o zdrajcach, agentach innych państw, niemieckich pachołkach, kanaliach i mordercach". "Takie wypowiedzi nie tylko stygmatyzują - one za cel stawiają sobie postawienie przeciwników poza nawiasem narodowej wspólnoty. Właśnie takie działanie osobnikom słabym, chorym, zakompleksionym i rozedrganym daje przyzwolenie na (a czasem wręcz legitymizuje) agresję - najczęściej słowną. Niestety, czasem również fizyczną..." - dodał Trzaskowski. "Jak by nie zaklinać rzeczywistości, winy nie rozkładają się tu po równo" - zaznaczył.
"Przede wszystkim znajdźmy więc dziś czas na odrobinę refleksji, rozmowy i zastanowienia. Próbujmy rozmawiać o tym, co rozmowy jest warte. Dajmy sobie odrobinę czasu na wsłuchanie się w przejmujący głos ciszy" - zaapelował prezydent Warszawy. W swoim wpisie Trzaskowski nawiązał również do przebiegu kampanii przed zwycięskimi dla siebie wyborami w stolicy, stwierdzając, iż jego "wstrzemięźliwość w mediach społecznościowych i brak odpowiedzi na zaczepki, chamskie komentarze i manipulacje" odbierane były przez komentatorów "jako brak determinacji i woli walki". "Nie ma inwektyw czy fajerwerków? Toż to nuda! Nie ma czego komentować" - ironizował polityk.
"Co część komentatorów pamięta z ostatnich potyczek kampanijnych? Nie jakość argumentów, wiedzę merytoryczną albo wiarygodność pomysłów, tylko z reguły wpadki (wyimaginowane i prawdziwe), przejęzyczenia, popełnione w nocy pretensjonalne wpisy. Czasu na rozmowę jest coraz mniej. Za szybko pędzimy rozedrganym wzrokiem po feedzie w mediach społecznościowych" - ocenił Trzaskowski.
W ubiegłą niedzielę prezydent Gdańska Paweł Adamowicz został zaatakowany nożem przez 27-letniego Stefana W. Do zdarzenia doszło na scenie podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Samorządowiec trafił do szpitala, gdzie w poniedziałek po południu zmarł. W sobotę urna z prochami Adamowicza spoczęła w kaplicy św. Marcina w Bazylice Mariackiej w Gdańsku. Adamowicz miał 53 lata, prezydentem Gdańska był od 20 lat.