Według dziennika "plotka, że sprawy z przeszłości mogą przekreślić wyborcze szanse Biedronia, krąży wśród polityków i dziennikarzy już od kilku dni". "Jako jej inspiratora wskazuje się znanego adwokata związanego ze środowiskiem PO i Koalicji Europejskiej" - czytamy w artykule "Robert Biedroń pobił matkę?".

Reklama

Z ustaleń "SE" wynika, że "blisko 20 lat temu na wokandę sądu rejonowego w Krośnie trafił akt oskarżenia przeciwko synowi Heleny Biedroń". Według dziennika "prokuratura postawiła mu zarzuty z art. 157 i art. 207 kodeksu karnego dotyczące spowodowania uszczerbku na zdrowiu i znęcania się nad matką oraz bratem", za co groziło nawet pięć lat więzienia.

"W trakcie doszło jednak do porozumienia. Helena Biedroń oświadczyła, że wybacza swojemu dziecku, nie ma do niego żalu i nie chce wyciągania prawnych konsekwencji" - poinformował "SE". Autorka publikacji Kamila Biedrzycka dodała, że również "dziś Helena Biedroń broni swojego syna".

- Nie chcę do tego wracać, to był straszny czas, (...) nasz dom przypominał wtedy piekło. Robiłam wtedy co musiałam, żeby chronić siebie, Roberta i resztę naszej rodziny przed mężem - powiedziała Helena Biedroń w rozmowie z "SE".

Z publikacji wynika, że Biedroń "o sprawie mówi niechętnie i nie przyznaje się do winy". - Zawsze kochałem i kocham moją mamę i nigdy bym jej nie skrzywdził. To najważniejsza osoba w moim życiu. Przykro mi, że razem z mamą musimy teraz publicznie rozgrzebywać najtrudniejsze wspomnienia o tym, kiedy żyliśmy w wiecznym strachu przed ojcem – powiedział dziennikarce "SE" lider Wiosny.

Tymczasem głos w sprawie zabrał Stanisław Piotrowicz. - Z prokuratury w Krośnie, którą kierowałem w tamtych latach, wyszedł na pewno akt oskarżenia wobec osoby o tym imieniu i nazwisku - powiedział portalowi tvp.info poseł PiS. Dodał, że "okoliczności przestępstwa nie budziły wątpliwości i prokurator musiał wystąpić z aktem oskarżenia".

Piotrowicz zauważył także, że "Sąd Rejonowy w Krośnie warunkowo umorzył postępowanie w tej sprawie", a jej akta zginęły z sądu.

Reklama

"Według Biedronia sprawa wypływa dziś na światło dzienne wyłącznie z powodów politycznych" - czytamy w "SE". - Wiele mogę znieść, ale nie ataki na moją mamę - podkreślił polityk.

Aferę skomentowała także Krystyna Pawłowicz. "I po Robercie i jego Wiośnie" - napisała na Twitterze. "Do mnie też się z pięściami szykował w ub. kadencji" - dodała.

Posłanka PiS zasugerowała także, że za wyciągnięciem sprawy sprzed lat stoi Grzegorz Schetyna.

Oświadczenie Roberta Biedronia i jego matki: Nigdy nie doszło do aktów przemocy między nami

Nigdy nie doszło do żadnych aktów przemocy między nami, a wszystkie przytaczane w mediach oskarżenia są nieprawdziwe; jedynym sprawcą przemocy w naszym domu był nasz mąż i ojciec - napisali w czwartek w przekazanym PAP wspólnym oświadczeniu lider Wiosny Robert Biedroń i jego matka Helena.

Helena i Robert Biedroniowie poinformowali również, że zdecydowali o wejściu na drogę prawną przeciwko wydawcy "Warszawskiej Gazety" - jednego z tytułów, które zamieściły doniesienia o rzekomych aktach fizycznej przemocy, jakich miał dopuścić się przed laty wobec swojej matki Robert Biedroń.

W wydanym w czwartek oświadczeniu Helena i Robert Biedroniowie zapewniają, że nigdy nie doszło do żadnych aktów przemocy między nimi, zaś "wszystkie przytaczane oskarżenia są nieprawdziwe". - Jedynym sprawcą przemocy w naszym domu był nasz mąż i ojciec - podkreślili.

Lider Wiosny i jego matka zwrócili jednocześnie uwagę, że doniesienia medialne sugerują, że "cała historia jest inspirowana politycznie". - Akta w tej sprawie jakiś czas temu zginęły z sądu w niewyjaśnionych okolicznościach, a cała historia wychodzi na światło dzienne na chwilę przed wyborami - wskazali.

W ocenie Biedroniów zaistniała sytuacja wykorzystywana jest przez niektórych, by formułować "bardzo dotkliwe" dla nich "oskarżenia i wnioski bez żadnych podstaw". - Szczególnie było to widoczne w publikacji "Warszawskiej Gazety". W związku z tym zdecydowaliśmy się wejść na drogę prawną i złożyć pozew w sprawie naruszenia naszych dóbr osobistych przez wydawcę "Warszawskiej Gazety" - oświadczyli.

Autorzy oświadczenia zaznaczyli, że jest im przykro, że muszą zabierać głos w tej sprawie. - Przeszłość naszego domu rodzinnego była dla nas koszmarem. Te okropne doświadczenia i wspomnienia, które kosztowały nas i całą naszą rodzinę lata cierpień, chcielibyśmy zostawić za sobą. (...) To był dla nas dramatyczny czas, nasz dom często przypominał piekło, z powodu przemocowego ojca, który nadużywał alkoholu i regularnie znęcał się nad nami psychicznie i fizycznie - mówią Biedroniowie.

Jak tłumaczą, w okresie tym cała ich rodzina wielokrotnie zmuszana była do ukrywania zachowań ojca dzisiejszego lidera Wiosny przed innymi ludźmi, a "w skrajnych przypadkach także przed organami ścigania". - Robiliśmy to ze strachu. Tak było i w przypadku, o którym mowa, kiedy zostaliśmy przez niego zmuszeni do złożenia nieprawdziwych zeznań. Mogą to zrozumieć pewnie tylko osoby, które doświadczyły przemocy w rodzinie - stwierdzili w oświadczeniu.

- Jesteśmy jedną z wielu rodzin w Polsce, która doświadczyła, czym jest przemoc domowa. Podobnie jak miliony ludzi w Polsce, przez lata robiliśmy wiele, by o tych doświadczeniach zapomnieć. To bardzo trudne i być może nigdy nam się w pełni nie uda. Dlatego apelujemy do Państwa - dziennikarzy, polityków i innych osób o uszanowanie naszej prywatności - dodali Biedroniowie.